Jestem już długi czas z dziewczyną, około 7 lat. Po takim czasie czas się ożenić, ale tutaj pojawia się problem, bo dziewczyna powiedziała, że ona nie chce mieszkać w domu, w którym mieszkam ja sam, bo jej się nie podoba wystrój i położenie pokoi oraz to, że dom należy do mnie, a nie do nas. Pierścionek już kupiłem, ale w mojej głowie ciągle mam to, że ona nie będzie chciała się wprowadzić do mnie i myślę, czy pytać ją o rękę, bo po co, skoro będziemy mieszkać osobno. Może ktoś miał podobny problem i powie, co w tej sytuacji zrobić.
Dodaj anonimowe wyznanie
Jeśli piszesz takie rzeczy w internecie, zamiast porozmawiać z partnerką i znaleźć jakiś kompromis, to myślę, że jeszcze nie dojrzales do małżeństwa. Nie znam dokładnie jej motywów, ale jest szansa, że ona też.
A tak poważnie: porozmawiaj z nią po prostu
Skoro ona nie chce zamieszkać w domu autora, to ona powinna podać jakąś alternatywę. Dlaczego to autor ma się zawsze starać, a kobieta nie?
A co, uważasz, że ona powinna się domyślić, że on się chce oświadczyć i w związku z tym problem wspólnego zamieszkania stał się dla niego ważniejszy? Ona nie widzi tego problemu tak samo, bo nie wie o oświadczynach. Zresztą może jak się dowie, to zmieni zdanie, może po takiej deklaracji będzie chciała z nim zamieszkać tak czy inaczej
Dla niezorientowanych.
Dziewczynie chodzi o to, że w sytuacji, gdy dom jest tylko jego, po małżeństwie ona nic nie zyskuje. Dlatego też od razu sytuację ustawia w ten sposób, by najlepiej dom sprzedał, a później będąc już po ślubie - kupił drugi albo mieszkanie. W ten sposób, nie wnosząc nic do związku, zyskuje ona udział rzędu 50% w nieruchomości zupełnie za darmo. Otwarcie powiedziała, że nie podoba jej się to, że dom należy do autora, a nie też do niej.
Autorze, Los dał Ci nieprawdopodobną szansę na uratowanie przyszłego siebie. Niech będę dłonią otwartą, co trzaśnie Cię w pysk, nim będzie za późno, a echo tego trzaśnięcia niech obudzi Twój mózg.
Jeśli ona chce, by nieruchomość należała też do niej - składacie się na nią po 50%.
Jeśli nie chce mieszkać w Twoim domu - sprzedaj i kup drugi, ale też taki, który Ci się podoba i jako że jest za Twoją kasę, ma być na Ciebie. I kupujesz go przed ślubem.
No ale oczywiście, może rzeczywiście chodzi o wystrój.:)))
Co jest niedopuszczalne:
1. Dopisywanie jej do nieruchomości.
2. Kupowanie w 100% za własną kasę nieruchomości, do której ona też jest dopisana.
3. Branie kredytu na nieruchomość, która jest Wasza, ale który spłacasz tylko Ty.
4. Ustawianie swojego życia całkowicie pod partnerkę.
5. Generalnie kupowanie nieruchomości po zawarciu małżeństwa, jeśli ona nic do tego nie dokłada. Oczywiście sytuacja wygląda inaczej gdy ktoś jest Twoją żoną 15 czy 20 lat, ale tu sytuacja jest inna i kobieta niestety jest wyjątkowo mało sprytna.:(
Powodzenia.
Bardzo cierpliwa ta naciągaczka, że się buja z typem 7 lat. Ale za to biznes zrobi jak się pobiorą, a ona zapłaci za remont nie swojego domu, który pewnie albo wymaga mocnego wkładu i przebudowy (pewnie jakiś stary klonkier jeśli ani pokoje ani wystrój się nie zgadzają). Na szczęście gadałeś z nią i wiesz, że nie chce się wprowadzać, bo liczy na szybki ślub i szybki rozwód, żeby móc ograbić biednego chłopa.
karlitoska niezły z Ciebie jasnowidz. Wiesz, że ten dom wymaga remontu, że jest stary i zniszczony i że jest na wsi. No jak nic wróżka karlitoska!
Z jakiegoś powodu nie odpowiada jej wystrój i układ. W nowych domach raczej i układy są przemyślane i raczej nikt nie narzeka na wystrój jeśli to nie jest jakiś totalny PRL, to można odświeżyć i nie było by tematu. Więc jednak moje przypuszczania mają jakieś podstawy.
Nie mają żadnych podstaw, bo nie masz pojęcia czemu nie podoba jej się wystrój i rozkład. To w ogóle nie znaczy, że dom wymaga remontu, ani tego, że dom jest na wsi. Za to wiemy, że kobiecie nie odpowiada, że dom jest autora.
Myślę, że tutaj każda strona pewnie ma swoje wątpliwości i tak naprawdę jeśli coś ma z tęgo małżeństwa być to muszą sami znaleźć kompromis. Bardziej chodziło mi o to, że świat nie jest taki czarno biały i ja bym się nie wprowadziła np. do starego domu, który totalnie nie jest mój i nie zaczęłabym pakować w jego remont grubych hajsów. Wolałabym kupić coś innego, wspólnego.
I super, kupno wspólnego domu to dobry pomysł. O ile oczywiście partnerka autora ma pieniądze na swoją połowę albo zdolność kredytową, by na siebie wziąć kredyt na swoją połowę. Bo to, że będą małżeństwem nie oznacza, że autor ma pokrywać wszystkie koszty zakupu wspólnego domu.
Z takim podejściem, że wszystko musi być pół na pół to w ogóle lepiej jest się nie pobierać. Zero miłości w takim związku i zaufania. A kupienie domu tylko za pieniądze autora nie musi od razu być głupie, dlaczego noby ma to być niedopiszczalne? Albo uznanie jest za współwłaścicielkę – to akurat według mnie jest konieczność.
@notaka chyba Cię straszy do reszty z takim myśleniem
@NAUS Miałem mieszkanie. Po slubie bez rozdzielności sprzedałem je i kupilem dom. Dom jest tylko mój, nie żony.
To sie jakos nazywa, nie pamietam nazwy. Mienie sprzed ślubu nie staje sie wspólne z automatu.
Notaka bo w razie rozwodu autor straciłby połowę swojej własności! Autor ryzykuje utratą połowy domu, podczas, gdy jego partnerka nie ryzykuje niczym. Nie twierdzę, że to naciągaczka, która zaraz zechce rozwodu, ale to naprawdę jest złe wyjście dla autora. A biorąc pod uwagę ile jest teraz rozwodów to już w ogóle.
Może też być taka sprawa, że skoro dom jest tylko twój, to cokolwiek będziecie inwestować w tę nieruchomość, zawsze będzie tylko twoje. Zmienicie dach - poniesiecie razem koszt, ale dom z odnowionym dachem będzie tylko twój. Wydacie krocie na ogrodnika - super, tylko w razie czego to będą nakłady na wyłącznie twoją nieruchomość, żona nie ma z tego nic. Będziecie ponosić koszty malowania i innych bieżących wydatków na dom- będziecie płacić ze wspólnych pieniędzy, ale odnowiony będzie TWÓJ dom.
Owszem, w razie co może będzie jej przysługiwać jakieś roszczenie o zwrot nakładów czy coś w tym stylu, ale to jest palcem po wodzie pisane.
Patrząc z tej perspektywy rozumiem jej obiekcje.
Oczywiście - może też być tak, jak piszą inni, że panna ma zakusy na twój majątek.
Może faktycznie usiądź z nią i przegadaj temat?
Prawie wszyscy jadą po tej biednej dziewczynie. A z historii wynika, że to facet jest szalenie nieelastyczny. Nie zakłada żadnych ustępstw. Albo będziemy mieszkać u mnie, albo osobno. Jej się nie podoba, to sorry. Ale o remoncie, propozycji dostosowania mieszkania do oczekiwań dziewczyny - nic.
@karlitoska może mieć rację. Jest spora szansa, że to jest stary dom położony gdzieś na uboczu. Autor mógł go odziedziczyć po babci i zostawić wszystkie sprzęty, bo przecież wszystko działa. A dziewczyna ma pełne prawo nie chcieć żyć np. z niefunkcjonalną kuchnią, którą babcia sobie urządziła 50 lat temu z tego, co wtedy udało jej się dostać.
I autor nie wspomina, że dziewczyna chce przepisania na nią połowy domu. Problem leży gdzie indziej. Zazwyczaj jest tak, że po ślubie kupuje się na kredyt jakieś mieszkanie albo buduje dom. I wtedy on należy do obu stron. A w opisanej sytuacji mąż ma wszytko, żona nie ma nic. I widać już z historii, że nie będzie chciał inwestować w inną nieruchomość, bo przecież już ma. Tak samo wystrój. Po ślubie OBOJE szukają mieszkania, które dla obojga będzie wygodne, przyjemne, funkcjonalne. A w tej sytuacji dziewczyna nie ma nic do powiedzenia. Autor już mieszka, już się urządził i wygląda na to, że nie zamierza nic zmieniać.
Właściwie to nie autor, tylko dziewczyna powinna się zastanowić nad dalszym związkiem. Bo z historii wynika, że autor myśli wyłącznie o własnej wygodzie.
I tak przy okazji - gdyby autor sprzedał swój dom, to pieniądze uzyskane ze sprzedaży cały czas stanowią jego majątek odrębny. I nawet po ślubie, kupione za te pieniądze mieszkanie będzie stanowiło majątek odrębny.
Dokładnie. To wygląda tak „albo będziesz u mnie mieszkać, albo ślubu nie będzie”. Po 7 latach związku. „A jeśli ci się coś nie podoba, to jesteś red flagiem i robisz zamach na mój hajs”.
Każdy chce mieszkać po swojemu. Też nie przeprowadziłbym się nagle w miejsce, które mi nie odpowiada.
To bardzo poważny red flag, jeśli nie pasuje jej, że dom jest tylko Twój. Tak jak inni pisali, trochę wygląda tak, że chce byś kupił nową nieruchomość po to, by ona dostała od razu jej 50%. Nie daj się w coś takiego wkręcić.
Co za głupota, dlaczego uważacie wszyscy, że oczekuje, że to ON ma kupić nową nieruchomość po ślubie? A nie że oboje? W Polsce znaczna większość domów kupowana jest i spłacana przez parę.
Zwłaszcza, że ona nie wie nic o ślubie czy zaręczynach. Będąc jego DZIEWCZYNĄ już stwierdziła, że nie chce mieszkać w jego domu. Więc może właśnie nie chce go wykorzystywać, albo nie chce oskarżeń o wykorzystywanie?
Ta wasza teoria jest możliwa, jak każda inna, ale nic na nią nie wskazuje.
Bo nie dała żadnej alternatywy. Jakby powiedziała coś w stylu "kupmy razem dom, mam pieniądze na swoją połowę", to nie było by tematu. A ona nie chce mieszkać u autora, a jednocześnie nie podała żadnej alternatywy.
@Dantavo, skąd wiesz, że nie podała? Zresztą, nawet gdyby nie podała, to czemu nie podanie alternatywy ma oznaczać akurat to, że <chce wziąć ślub, i żeby on sam kupił drugi dom, i potem się z nim rozwieść, i dostać za darmo połowę>? Dlaczego nie może być tak jak powiedziała, że rzeczywiście jej ten dom się nie podoba, że chce coś stworzyć razem z nim, żeby to było ICH miejsce na ziemi? Albo jest już dojrzałą kobietą i wiedząc, że różnie w życiu bywa boi się zamieszkać u niego, bo będzie urządzać, inwestować, a w przypadku rozstania będzie, przysłowiowo, w dupie.
Nie twierdzę, że chce się od razu rozwieść. Jednak jeśli nie podała alternatywy, to prezentuje podejście księżniczki w stylu "nie podoba mi się, zrób coś z tym", zamiast sama coś zrobić. A to jest bardzo niebezpieczna postawa. Dodając do tego, że nie podoba jej się, że dom jest tylko autora wychodzi ten red flag.
Nie chce mieszkać u autora? Ok, niech wyłoży gotówkę albo weźmie kredyt na pół nowego domu i będzie sprawa jasna.
@dantavo, tylko że ona nie wie, że on się chce oświadczyć. Więc jest jako wg prawa obca osoba mówi, że nie chce mieszkać w domu, który jest tylko jego, ale do domu, który jest ich, to ta cała teoria, że dostanie coś za darmo nie ma sensu, bo i tak będę kupować przed wzięciem ślubu. Bo, powtarzam, ona nie wie o zaręczynach.
Bardzo chciałabym napisać na koniec coś pojednawczego, typu „oboje możemy mieć rację” albo „po prostu widzimy to inaczej”. Ale założenie całej historii, na którą nic nie wskazuje, na podstawie informacji, która nie została podana (bo autor nie napisał co było dalej) jest według mnie głupie i wynika z uprzedzeń. Jak to według ciebie miało wyglądać „nie chce mieszkać w domu, który jest twój, tylko nasz, ale nie chce go kupować razem.” I odwraca się na pięcie i wychodzi. To jak facet powie „jestem głodny”, ale nie zaproponuje rozwiązania, to też red flag? Albo „nie chce wystawnego ślubu, nie moje klimaty” to też red flag, bo skoro nikt nie napisał czy coś zaproponował, to znaczy, ze oczekuje, że dziewczyna załatwi? Litości. Oceniajmy to co jest napisane, a jeśli brakuje informacji, to zakładajmy jeden z najbardziej prawdopodobnych przebiegów zdarzeń. A nie coś, co się dzieje tylko w żonach Miami.
Red flag, jak już musimy się posługiwać językiem internetowych kołczów podrywu, to jest wtedy, kiedy ktoś zrobi coś, co źle wróży. Kiedy coś się wydarzy. A nie, kiedy ktoś coś być może pomyślał, ale nie wiadomo.
Po tylu latach nie mieszkacie razem?
Ja się jej nie dziwię. Może chciałaby zacząć życie na wspólnych zasadach. Kupcie razem drugie mieszkanie, a to wynajmij.
Na pewno nie sorzedawac dimu i nie kupowac za to nowego, po slubie.
A gdzie mieszkają teściowie i jaka będzie ich rola w waszym życiu? Bo może o to tutaj chodzi a nie o własność.
Nie po to masz swoje by pchać się w cudze. Porozmawiaj z nią to po pierwsze, jak się jej nie podoba układ pokoi, to zaproponuj remont. Jak będzie chciała Cię ściągnąć na swoje do rodziców i rodzeństwa, to sobie daruj, nie po to masz swoje by gniazdować w 10 na mieszkaniu czy ciasnym domu
Dlaczego odnoszę również wrażenie, a raczej to moje projekcje są, że panna zacznie jęczeć o to byś ją dopisał do aktu własności mimo iż sama włożyła jeden wielki chu chu? Generalnie drąż do skutku i nalegań na wspólne mieszkanie. Ale skoro już siedem lat jesteście ze sobą i nie było ani w lewo ani w prawo - nie mówię tu o ślubie, a wspólnym mieszkaniu to i dalej to nie będzie i się pewnie rozleci
@johnkwakerfeller też myślę, że o to może chodzić żeby ją dopisać do aktu własności. Ja bym porozmawiała o sytuacji mieszkaniowej (i też ogólnie o przyszłości: czy chce wziąć ślub, jak sobie wyobraża wspólne życie, jakie ma podejście do pieniędzy w małżeństwie, jak sobie wyobraża składanie na wspólny budżet) i spytała jakie ma odłożone pieniądze na wspólny dom ;) Jak nie ma odłożonych to widać, że się chce dopisać.
Dałaś mi kilka ciekawych przemyśleń ma przyszłość, co do kolejnych moich związków - dziękuje!
@johnkwakerfeller ależ proszę.