#gLcrc
Od dwóch tygodni sam nie wiedział co czuje i robił mi nadzieję, że będziemy razem.
Dziś napisał, jaka jestem wspaniała, ale nie dla niego.
Życie ze mną nie było usłane różami, bowiem zajmowałam się swoimi siostrami. Mam matkę alkoholiczkę, ojciec nie żyje i opieka nad nimi spoczęła na mnie. Najgorsze jest to, że za dwa miesiące moja najmłodsza siostra byłaby pełnoletnia i mogłabym w końcu poświęcić się narzeczonemu. Nie było mi dane. Były narzeczony twierdzi, że wie, iż w stosunku do mnie się źle zachował, ale pierwszy raz pomyślał tylko o sobie.
Teraz najlepsze. To wszystko napisał, jak wracałam z pracy. Cała roztrzęsiona i tak przejęta, że wymiotowałam, poprosiłam go, żeby przynajmniej zawiózł mnie do domu, bo nie jestem w stanie dojść. Stwierdził, że nie. A ch.. jeździ moim autem.
Jak nie zwrócił auta to zgłoś kradzież na policję.
A to taka wielka różnica, czy siostra która się opiekujesz ma 17 czy 18 lat? Przecież i tak byś się musiała nią opiekować dalej. To nie jest tak, że w wieku 18 lat dziecko wyrzuca się z domu i musi sobie radzić.
Zrywanie przez smsa jest naprawdę żałosne. Jednak nie wierzę, że nie było wcześniej żadnych sygnałów.
Miałam dokładnie to samo powiedzieć. Ja rozumiem, że są ludzie, którzy chcą już skończyć 18, żeby "na legalu" wyprowadzić się od rodziców, bo coś im nie pasuje. Natomiast nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy opiekując się dzieckiem (tak 18 to często nadal jeszcze mentalnie dziecko!) mówią o tym, że jak skończy 18 to z głowy...
A mi się trochę wierzyć nie chce, że przez 12 lat nie mówił Ci, że źle się w związku czuje. Albo że nie poznałaś go na tyle, żeby zauważyć, że coś się dzieje. Podejrzanie też brzmi to co piszesz o siostrze. Czemu miałabyś nagle mieć więcej czasu po urodzinach siostry, co to zmieni? Jeśli uczyła się, to przecież z dnia na dzień nie przestanie, jeśli nie miała pieniędzy na własne mieszkanie, to też nagle w jeden dzień to się nie zmieni.
Współczuję ci bardzo! 🙁
Ale qwa, jaki normalny, dorosły człowiek zrywa przez SMS-a po 12 latach związku?! Tylko dupek.