#gFO3I

Jedyną osobą, która mnie uratowała i odmieniła moje spojrzenie na świat, był mój śp. dziadek. Nie znam drugiego takiego człowieka, który odnalazłby się w roli matki, ojca, dziadka, przyjaciela i powiernika oraz przewodnika, który kształtowałby osobowość i poświęcił z siebie tyle, co on. Co ciekawe, nie jest to mój biologiczny dziadek — ten prawdziwy był alkoholikiem, który skrzywdził moją babcię i zostawił dla innej kobiety, której zrobił dziecko. Moja babcia też nie należała do świętych. Wyzyskiwała dziadka, jak tylko umiała, ale przede wszystkim on sam się dobrowolnie poświęcał. Kiedy zarobił jakiekolwiek pieniądze, wszystkie zabierała babcia — on potulnie się na to godził, bo kochał ją i jedyne, na co sobie pozwalał, to kupienie papierosów.

On pierwszy trzymał mnie na rękach — nie mama, on. Po rodzinie krążą historie, jak to dziadek zajmował się mną i chcąc założyć mi pieluchę, zawsze robił to na odwrót — tyłem do przodu. Będąc małym dzieckiem, odrzucałam mleko mojej matki, wymiotowałam — poszedł więc ciężko pracować w polu, żeby zarobić na specjalne słoiczki, które wtedy dopiero pojawiały się w sklepach i były cholernie drogie.
Wychowywał mnie mój dziadek. Pokazał mi, jak się czyta, jak się liczy, jak się pisze. Układał ze mną krzyżówki, czytał bajki, jeździł na łyżwach, kupił i nauczył jazdy na rowerze, na rolkach.
Sielanka się skończyła, kiedy babcia wyrzuciła dziadka za drzwi. Przestali się dogadywać, babcia chciała więcej pieniędzy i ogólnie miała duży apetyt na wszystko, dziadek przestał jej wystarczać. Wylądował na bruku. Kiedy przyjeżdżał do mnie, mówił, że mieszka u kolegi. Tak naprawdę, czego dowiedziałam się później, mieszkał w ośrodku dla bezdomnych, zaczął pić, chorować. Podupadał na moich oczach, a ja jako dziecko nie zwracałam na to uwagi — zanim przyjechał do mnie, umył się i wyszykował, był pachnący. Dalej był najukochańszą osobą w moim świecie. Zawsze kiedy się pojawiał, uczył mnie nowych rzeczy, pokazywał coś innego, rozmawiał ze mną i jako jedyny mnie przytulał.

Zmarł po kilku latach takiej tułaczki. W szpitalu, po zatruciu jakimś ruskim szajsem. Dostał wylewu, wysiadły mu nerki, wątroba, podpięli go pod aparaturę. Nie chciał powiedzieć, czego się napił i z kim. Koledzy go okradli. Został z niczym.
Ja też.
Uonderful Odpowiedz

Autorze (lub autorko), nie zostałeś z niczym. Miałeś przy sobie osobę, która szczerze i z wielkim oddaniem Cię kochała, wzór do naśladowania - jak powinno się traktować osoby, które kochamy, masz też piękne wspomnienia, i kogoś kto na pewno nad Tobą teraz czuwa.

Econiks Odpowiedz

To że dla Ciebie był idealny i miły nie znaczy, że dla innych też. Nie wiem skąd czerpiesz wiedzę na temat tego co mówił lub o związku z babcią (dziecko ma trochę inne spojrzenie a jeśli źródłem był dziadek to niekoniecznie musiało być tak kolorowo).
Za nic ludzie nie wyrzucają innych ludzi z domu, zwłaszcza w małżeństwie.
A skoro babcia była taka zła, a dziadek wspaniały, to tu jest zastanawiające czemu rodzice go nie wzięli do siebie, w końcu był ojcem. Ja choćbym miała kawalerkę wolałabym się cisnąć z mężem i rodzicem niż pozwolić mu tułać się po ośrodkach.
Chyba, że patrząc na gust Twojej babci dziadek był alkoholikiem, a z jakiegoś powodu miły był tylko dla Ciebie.

aliee7

Przecież pisze, że to nie był biologiczny dziadek. Więc jej rodzice wcale nie musieli go brać do siebie.

Uonderful

Econics, a jakie znaczenie ma dla poczucia straty autora, jakim człowiekiem jego dziadek był w oczach innych? Po co chcesz go w ten sposób demonizować i prowadzić takie dywagacje?

Diddl

Econics, tyle że to nie był jej biologiczny dziadek, a więc nie był ojcem któregoś z jej rodziców.

Econiks

Jeśli ktoś jest dobrym człowiekiem, to z czystej przyzwoitości nie zostawia się go na lodzie. Rola jaka odgrywał w życiu autorki była albo wyolbrzymiona albo prawdziwa. Więzy krwi nie mają tu nic do rzeczy.

Dodaj anonimowe wyznanie