#drdkp

Na początku 4 klasy liceum, mając lat 17, poznałem wyjątkową dziewczynę, chodzący ideał pod każdym względem. Los tak chciał, że ktoś z naszego wspólnego środowiska nas ze sobą poznał. Jako że była to klasa maturalna (ona była w klasie równoległej o innym profilu, w tej samej szkole), to zaczęło się od wspólnej nauki, przeszło przez przyjacielskie kawy, by na końcu oficjalnie wejść w związek gdzieś na początku października. Wspólne chwile, wspomnienia, nasza studniówka i wewnętrzne żarty były czymś wyjątkowym. Przez ten czas zdążyliśmy przedstawić się swoim rodzinom, a mnie udało (tak mi wiadomo) się przejść test tej stereotypowej wrednej babci z wyższej sfery. Robiłem wszystko, co tylko mogłem, by pomimo raczej małego doświadczenia i wiedzy nie odbiegać od standardu związkowego: przynosiłem jej kwiaty, kupowałem tosty w sklepiku szkolnym, gdy tylko miała gorszy humor, interesowałem się jej zainteresowaniami czy też zapamiętywałem najmniejsze detale z jej życia tylko po to, abym mógł je przytaczać w późniejszych rozmowach albo dodawać do poświęconego dla niej notatnika, żeby móc sprawiać jej niespodzianki, nie wspominając o jej uwagach, które brałem sobie do serca. Byłem na kilku imprezach związanych z jej rodziną i jej znajomym i tam też starałem się jak najlepiej wypaść.

Przyszedł maj i matury, a po nich długie wakacje, gdzie też spędzaliśmy czas i snuliśmy wspólne wakacyjne plany. Nagle jednak, pod koniec czerwca, zniknęła bez żadnej zapowiedzi, po prostu się rozpłynęła. Wróciła do naszego miasta po tygodniu i wysłała mi tylko wiadomość: „Musimy porozmawiać o nas, to koniec”. Wybłagałem spotkanie, żeby dowiedzieć się co, jak i dlaczego. Zgodziła się, choć nie była to ona, zupełnie inna osoba ze mną pisała. Na samym spotkaniu próbowałem się dowiedzieć, co poszło nie tak i gdzie zawiniłem. Powiedziała mi: „Jesteś dla mnie za dobry, za miły, to wszystko moja wina”. Jednak na spotkaniu „wróciliśmy” do siebie, by tylko po odprowadzeniu na autobus dostać w wiadomości długi referat o niczym, kończący się zdaniem: „Byłeś dla mnie za miły i za dobry, nie jestem gotowa teraz na związek, ale kiedyś chciałabym do Ciebie wrócić”. Następnego dnia były wyniki z matur, które mi dodatkowo uprzykrzyły życie i już wtedy wiedziałem, że nie dostanę się na wymarzone studia. Po tygodniu zobaczyłem jej zdjęcie w objęciach innego chłopaka.

Aktualnie jestem na drugim roku medycyny i od tamtych wydarzeń panicznie boję się związkowych relacji z kobietami oraz nie jestem w stanie patrzeć na potencjalne dziewczyny, nie przypominając sobie o niej.

Porada dla was dziewczyny: jeśli macie już z kimś zerwać, to złamcie serce raz a dobrze, bez złudnych nadziei.
anonimowe6692 Odpowiedz

Myślę, że ona weszła z Tobą w związek i w miarę upływu czasu, widząc Twoje starania, docierało do niej, że jej uczucia do Ciebie nie są na tym samym poziomie. Ale nie umiała sobie poradzić z zerwaniem z Tobą w prawidłowy sposób, brakowało jej asertywności, więc kiedy ją namawiałeś na żywo na powrót, zgodziła się wbrew woli, a potem naprostowala to z daleka. Brakowało jej doświadczenia i przede wszystkim dojrzałości. W tym wieku to raczej norma. To nie jest Twoja wina. Natomiast Twoja reakcja na to jedno sparzenie jest trochę za silna - warto nad tym popracować. Pierwsza miłość boli podobno najbardziej

anonimowe6692

A, żeby było jasne, nie bronie jej, zachowało się bardzo słabo, żeby nie powiedzieć mniej ładnie. Staram się tylko przeanalizować co tam mogło zajść, bo może dojście do tego pomoże Ci to zamknąć

anonimowe6692

A, żeby było jasne, nie bronie jej, zachowało się bardzo słabo, żeby nie powiedzieć mniej ładnie. Staram się tylko przeanalizować co tam mogło zajść, bo może dojście do tego pomoże Ci to zamknąć

karlitoska Odpowiedz

Nie ma dobrego sposobu na zerwanie - zawsze druga strona będzie jakoś cierpieć. Natomiast zamykanie się dorosłego faceta na inne relacje, przez to, że nie przetrwał jego licealny związek, nie jest super dojrzałe.

HansVanDanz Odpowiedz

Miałeś jedną dziewczynę, wystawiła cię i po 5 (?) latach nadal masz lęki przed związkami?
Okres nastoletni i wchodzenie w dorosłość często roją się od miłostek mniejszych i większych. To, że się nawet zakochasz, nie znaczy że za pierwszym razem znajdziesz partnerkę na całe życie.
Nie maż się, uszy do góry i korzystaj z życia.

Furuya Odpowiedz

A według mnie to był związek "na przeczekanie" do czasu studiów. Wiele par w moim środowisku, nawet wieloletnich, rozstawało się właśnie przed studiami. Powód jest prosty - jedna albo druga strona chce się jeszcze wyszaleć przed "poważnym życiem" po studiach, kiedy już wypada się ustatkować i założyć rodzinę.
Nie ma w tym w sumie nic złego, bo uczciwie stawia się sprawę drugiej stronie (zrywa się z nią przed nowym związkiem/zabawą bez zobowiązań), szkoda tylko, że rozmineliście się w oczekiwaniach co do związku (Ty oczekiwałeś czegoś poważnego i na dłuższy czas) i przez to cierpisz do dzisiaj.
Odetnij się w końcu od tego. Było, minęło, trzeba iść dalej. Jesteś w najlepszym czasie, by znaleźć potencjalną partnerkę na przyszłość. W dorosłym życiu nie zapoznaje się ludzi tak łatwo jak na studiach. Jest dużo wartościowych kobiet.
Pierwsza utracona miłość boli i to jest normalne, ale nie powinna Ci psuć kolejnych relacji.

Unknown1919 Odpowiedz

Niby mówi się, że dziewczynki dojrzewają szybciej niż chłopcy, ale powiedzmy sobie szczerze- w wieku kilkunastu lat najczęściej ma się pstro w głowie, nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać. Sam miałem swego czasu taką sytuację, ja wtedy miałem 24 lata, ona 17, dłuższa historia jak się poznaliśmy, ale teraz nie o tym. Ona wydawała się jak na swój wiek naprawdę dojrzała i rozsądna, wręcz nieraz zgodnie stwierdzaliśmy, że te 7 lat to jest dla nas idealna różnica wieku, mimo że od wszystkich wokół słyszeliśmy, że w tym wieku to bardzo dużo. Z początku wszystko było pięknie, dogadywaliśmy się idealnie, rozumieliśmy się bez słów, poznawaliśmy swoje rodziny, jeździliśmy na wspólne wyjazdy, po prostu fajny normalny związek. Nagle jej się coś odwidziało. Z dnia na dzień zrobiła się szorstka, oschła, nie chciała ze mną rozmawiać, zupełnie bez konkretnego powodu, nie było żadnej sprzeczki, czegokolwiek z mojej strony, co mogłoby być przyczyną. Powiem więcej, my nawet wprost ze sobą nie zerwaliśmy. Po prostu ona przestała się odzywać, odpisywać, odbierać. Odezwała się dopiero po półtora roku, że chciałaby mnie przeprosić i zacząć wszystko od nowa, że zaczynają się wakacje i może byśmy gdzieś razem pojechali. Kpina i tyle, ale popadłem przez nią w strasznego doła, być może to już była depresja, bo byłem w strasznym stanie. Żeby nie myśleć o niej, popadłem w pracoholizm, byłem w firmie 24/7, spałem w biurze, pracowałem fizycznie w magazynie. Nie polecam. Kolejnego półtora roku trzeba było, żebym poznał miłość mojego życia, kobietę która mnie z tego wyciągnęła, a dziś jest moją żoną, z której jestem bardzo dumny

NieChceLoginu Odpowiedz

Bo proszę pana, czy się to komuś podoba, czy nie, trwałe i szczęśliwe związki są tylko partnerskie. Jak nadskakujesz w nadmiarze, skupiając się na tym, żeby się przypodobać swojej księżniczce, to skończy to się dokładnie tak samo, jakbyś olał. Kolega ma być Twoim przyjacielem, z którym przyjemnie się spędza czas i z którym można liczyć na wzajemne wsparcie a nie wyimaginowanym wytworem służącym do wypełnienia.

Poza tym, mogę się mylić, ale jeśli przez tyle lat przeżywasz krótki związek, to strzelam, że jesteś ultra męczącą, jęczącą i analizującą wszystko ofiarą.

NieChceLoginu

Kobieta, nie kolega XD

Dragomir Odpowiedz

Szukała łobuza.

Amfiploid Odpowiedz

Ło panie, czas na redpill.

NieChceLoginu

Za mało już sobie zniszczył życie?

Dodaj anonimowe wyznanie