#dmIlh
Sytuacja sprzed paru dni: mieliśmy wstąpić do sklepu po kilka drobiazgów. Akurat nie było wolnych miejsc parkingowych, zostały tylko dwa wąskie gdzieś pomiędzy innymi samochodami. Wystarczyło skręcić w mało uczęszczaną uliczkę za sklepem, żeby na spokojnie zaparkować na te kilka minut i tyle, po problemie. Ale nie, pierwsze co, to zaczął rzucać bluzgami, że co to ma być, żeby nawet zaparkować się nie dało, po czym wściekły ruszył z takim impetem, że mało nie urwał zawieszenia na pobliskich progach zwalniających. Do sklepu oczywiście nie weszliśmy.
Nie zliczę, ile razy zaczynał wściekły prawie biegać po sklepie, bo nie było tego napoju albo ciastek, które akurat wtedy chciał kupić. Gdy coś mu się źle kliknie na telefonie, momentalnie jest gotowy nim rzucać, zamiast na spokojnie kliknąć jeszcze raz prawidłowo. Zdarzyło mu się nawet rzucić butelką, bo nie mógł jej zakręcić – prawie oberwał wtedy telewizor. Jeśli rozmawiamy przez telefon, gdy on akurat jedzie samochodem, praktycznie za każdym razem wysłuchuję potoku przekleństw na innych kierowców, na pieszych, na pogodę czy to, że musi jechać do pracy. Rozumiem, każdemu zdarza się przekląć, ale przy nim naprawdę aż uszy więdną. Jest świadomy tego, że nie lubię, gdy mi się tak wydziera do telefonu, ale gdy zwracam na to uwagę, jego reakcja to zwykle: „Dobrze, mogę wcale do ciebie nie dzwonić i się nie odzywać”.
Nieraz nawet wygląda to tak, że siedzimy sobie razem, jest miło, prawie sielanka, a nagle on się zrywa i z krzykiem leci do łazienki, rzucając epitetami na prawo i lewo. Okazuje się, że to szum wentylatora tak go wkurzył i musiał natychmiast pobiec i go wyłączyć, mimo że przez ostatnie kilkadziesiąt minut nie zwracał na niego uwagi.
Do mnie bezpośrednio się tak nie zwraca, nie obraża mnie ani nic, ale to chyba głównie dlatego, że wie, że w takiej sytuacji po prostu bym wyszła i już nie wróciła – natomiast nie rozumie (albo nie chce zrozumieć), że ja nie czuję się komfortowo, gdy co kilka godzin on wybucha złością z powodu totalnych głupot. Próby rozmów na ten temat odbiera jako ataki na jego osobę i nie daje sobie nic powiedzieć na spokojnie. Coraz bardziej mnie to męczy i coraz mocniej zastanawiam się nad sensem tej relacji. Kiedy akurat nie jest zły, jest fajnie, dogadujemy się, mamy podobne poczucie humoru, ale ja coraz mniej mam ochotę na takie huśtawki nastrojów, zwłaszcza że z natury jestem osobą pogodną i bezkonfliktową i szkoda mi czasu i energii na wkurzanie się o jakieś pierdoły, na które nawet nie mam wpływu.
Jak dla mnie proste rozwiązanie, albo facet idzie na terapię, próbuje się zmienić i ogarnąć albo rozstanie. Jeśli nic nie zrobi z nadmierną agresją, to kwestia czasu jest, kiedy to Ty staniesz się jej obiektem.
Specjalnie założyłam konto, żeby napisać ten komentarz. Jeśli nic z tym nie zrobisz to on się nie zmieni, będzie tylko gorzej. Jak dojdą dzieci to on będzie bluzgał też na nie, najmniejsze przewinienie dziecka będzie okraszone wulgaryzmami. Dziecko rozleje wodę - jeb, co robisz debilu, co za matoł itp. Będziesz stawać w obronie dzieci to i tobie się oberwie. Na takiego typa nie działa zwrócenie uwagi, nie działają prośby, rozmowa. Próbowałam odejść kilka razy głównie z tego powodu, ale śmiał mi się w twarz, że tego nie zrobię. Spakowałam mu walizkę i kazałam nie pokazywać się. Zagroziłam rozwodem. Przez parę dni nocował u kolegi i dopiero jak wszyscy dookoła się dowiedzieli to wtedy zrozumiał, do czego doprowadził. Wrócił, ale już na moich warunkach. Wie, że jeszcze jeden taki wybuch i wylatuje na stałe. Zastanów się czy chcesz z kimś takim być. Czy chcesz wracać zmęczona po pracy i słuchać codziennie jego wybuchów złości? Czy chcesz słuchać jak wyżywa się na waszych dzieciach ? Mój taki nie był od początku. Stał się taki z czasem, gdy już pojawiły się dzieci i droga ucieczki była już zamknięta. Gdybym wcześniej miała tą wiedzę to zostawiłabym go. Szkoda życia i zdrowia na takiego.
to jednak na darmo zakładałaś konto bo ten g*wniany komentarz nic nie wnosi.. najprostsze rozwiązania typu "zostaw go" zamiast analizy i wypracowania problemu stosują albo totalni lenie i d*bile, albo niedorozwinięte "Julki" bez bagażu życiowego doświadczenia...
Anonimowa1620 w punkt
=>krux7735 "najprostsze rozwiązania typu "zostaw go" zamiast analizy i wypracowania problemu"
Przecież napisała wyraźnie: "nie działa zwrócenie uwagi, nie działają prośby, rozmowa". Czyli próby innego rozwiązania problemu były.
To jest kwestia czasu zanim zacznie się zwracać do ciebie w taki sam sposób. Wystarczy tylko, że w jakiś sposób cię uziemi i przyblokuje ucieczkę, czy to wspólnym kredytem, dzieckiem czy jeszcze czymś innym. Wtedy dopiero się zacznie, gdy będzie wiedział, że już łatwo nie uciekniesz.
100% racji. Wiej.
Może to być śmieszne, ale on rujnuje ci życie. Nigdy nie będziesz u jego boku mogła cieszyć z sytuacji.
Jeśli ktoś wkurza się z powodu drobiazgów to znaczy, że ma w życiu spory nierozwiązany problem.
Może coś ma jakiś problem z którym samemu sobie nie radzi ale nie potrafi poprosić o pomoc, co nie znaczy że jej nie potrzebuję. Szczera rozmowa to podstawa.
Ja bym wiała. Mój ojciec taki jest, przez niego nabawiłam się nerwicy już w wieku dziecięcym i trwa ona z przerwami do dziś. Ja uważam że takie zachowania to jakiś problem z hamowaniem impulsów, jeśli to nie jest tylko watek wychowania to może mieć przyczyny neurobiologiczne. Taką skłonność do agresji może później potęgować wiek, choroby. Nawet ADHD może się przyczyniać do takich zachowań i braku hamulca. Jednak dla osoby w otoczeniu to jest jak by się siedziało na bombie. Uciekałabym na Twoim miejscu, bo gdy przyjdą dzieci lub problemy to będzie huk o głupią szklankę i wieczny problem na każdy...problem. A problemy w życiu to samo życie i serio jak się idzie przez życie z kimś kto spokojnie do wszystkiego podchodzi to wiele można ominąć złych reakcji, skutków i decyzji, nie mówiąc o codziennym komforcie i stresie. Mój ojciec na co dzień uchodzi za lekkiego choleryka ale też bardzo spokojna osobę ale takie agresywne wyskoki ma od młodości i zrujnowały mi nerwy.
Podam przykład. Gdy miałam 6 lat uczyłam się jeździć na rowerku. Mój tata skombinował piękny rowerek, nawet dorobił mi kijek drewniany i zaczął ze mną chodzić na spacery pilnując tego kijka. Ja w trakcie podziwiałam widoki i próbowałam się uczyć równowagi. W pewnej chwili coś mu strzeliło do głowy, że jestem nie skupiona, że za szybko pedałuje pewnie jemu na złość...i wyrwał tego kija z wściekłością, zloszczsc się na mnie że mam teraz sobie sama jechać. Pamiętam, że nie byliśmy sami na tym spacerze i sytuacja dla mnie była straszna i upokarzająca, bo nic nie zrobiłam złego a on się na mnie wyżyl. Po prostu wybuchł ziejąc na mnie agresją na środku ulicy bez znanego mi powodu. Jak widać pamiętam do tej pory. Potem było tylko więcej takich sytuacji. Poza wybuchami średnio 4 razy w tygodniu człowiek do rany przyłóż:) nie przetłumaczysz, on potem się wypiera, nie pamięta sytuacji krzywdzących. Ale rozzłościć go nietrudno i jak się to zdarzy to zamienia się w potwora. Dlatego też wyprowadziłam się z domu wcześnie bo nie chciałam tak funkcjonować, ciągle chorowałam gdy mieszkałam w domu. UCIEKAJ :) LUB TERAPIA
Kierunek psychiatra w pierwszej kolejności, bo to problem z psychiką, który trzeba dobrze zdiagnozować.
Czyli jest fajnie jak misio jest spokojny. A jest niefajnie jak się denerwuje i przeklina, nawet na przedmioty czy pogodę. A gdzie Ty jesteś i gdzie Twój komfort?
Dobrze napisałaś, do Ciebie się tak nie odnosi, bo wie że jesteś niezależna. Ale co byłoby w sytuacji, gdybyś stała się, przynajmniej na jakiś czas, zależna od niego? Jakieś dłuższe zwolnienie po wypadku czy utrata pracy, małe dziecko, wspólny kredyt itp. Co byłoby wtedy? Ten by się hamował czy już na maksa poleciał?
To idiotyzm marnować życie z kimś takim. A on będzie coraz gorszy.
Mimo ze nie jestes adresatem tej agresji to zyjesz w atmosferze napięcia.
Oczywiście to nie jest dobrze i byc może powinnas to skończyć.
Ale to moze być tez objaw jakiejś choroby. Jesli Ci bardzo zalezy i jesli Ci sie chce to mozesz próbować go przekonać ze to nie atak na jego osobe tylko troska. Moze uda sie to skonsultować z lekarzem.
Wiej. Agresja i szantaż emocjonalny (mogę do ciebie więcej nie dzwonić) to już nie jest czerwona flaga. To wyjąca na pół miasta syrena alarmowa. Będzie tylko gorzej, masz to jak w banku.
I nawet, jeśli zdarzy się cud i koleś pójdzie na terapię, nie zmieni się w dwa dni. Takie zmiany to proces zajmujący często parę ładnych lat.
Jeśli jednak postanowisz z nim zostać, nigdy nie miej z nim dzieci. Bo koleś urządzi im z życia piekło. I nie łudź się nawet przez chwilę, że zdołasz temu zapobiec i je ochronić. Razem z dzieciakami zniszczy i Ciebie.
Takie objawy się idzie diagnozować do dobrego psychiatry, bo owszem terapia może być pomocna, ale może leki są konieczne. Nie mówiąc o tym, że najważniejsza jest dobra diagnoza.
Ale przede wszystkim to trzeba czuć się bezpiecznie z daną osobą i jak pisze Czaroit nigdy dziecko z takim ojcem nie będzie się czuło bezpiecznie przez takie wybuchy złości.