Wiele jest tu osób, które narzekają na swoje życie towarzyskie. Ja dołączę do nich, choć z nieco innej strony. Z natury jestem introwertyczką. Ze znajomymi widziałabym się chętnie raz na dwa tygodnie może. Stety niestety mam w sobie „to coś”, co sprawia, że ludzie chcą spędzać ze mną czas. Większość z tych ludzi naprawdę lubię i nie chcę zrywać z nimi znajomości, ale nie mogę też odmawiać spotkania bez przerwy, więc co drugie, trzecie czy czwarte zaproszenie przyjmuję. Są też spotkania, gdzie osoby z pracy organizują jakieś wyjście prywatne. Staram się wykręcić, ale też nie mogę bez przerwy, bez psucia atmosfery w pracy. W dodatku od kilku miesięcy mój mąż zaczął mocno żyć towarzysko i też albo chce mnie gdzieś ciągnąć, albo zaprasza kogoś do nas. Czuję się przestymulowana. Brakuje mi też trochę asertywności, więc jak odmówię, ale w trakcie spotkania zaczną do mnie dzwonić czy pisać, żebym jednak przyszła, to się zgadzam, mimo że nie chcę. I w ten sposób tylko w tym tygodniu miałam cztery spotkania ze znajomymi. Chciałbym utrzymywać te relacje, ale nie tak intensywnie. Mam to, czego wiele osób pragnie, ale się z tym męczę. I nie wiem, jak zmniejszyć intensywność znajomości bez urażania i utraty tych osób.
Dodaj anonimowe wyznanie
Może pielęgnuj tylko znajomości z osobami które się nie obrażają na takie pierdoły?
Masz prawo powiedzieć "dziś mi się nie chce wychodzić" a jak ktoś się poczuje urażony to pies go drapał.
Tak robię, ale jeśli oni zapraszają mnie ten raz czy dwa razy tygodniu, to mogę odmówić 10 razy pod rząd, prawda?
Miałam podobny problem. Teraz mówię wprost: wiesz, jestem skrajną introwertyczką i potrzebuję mnóstwa czasu dla siebie. W kompletnej ciszy w dodatku, bo nawet cicha muzyczka sprawia, że czuję się przestymulowana. Dlatego, chociaż bardzo cię lubię, tym razem nie przyjdę/nie pójdę/nie pojadę... Nie gniewaj się o to, bo to nie ma nic wspólnego z tobą. To jest tylko o tym, jak funkcjonuje mój system nerwowy.
I już. Działa. Ludzie to rozumieją i szanują. I bardzo szybko się uczą, że mnie trzeba uprzedzić o spotkaniu wcześniej, że mogę się na coś nie zgodzić. Ale wiedzą też, że jeśli już się umówię, to będę na bank. Że mogą na mnie polegać, że są w moim życiu mile widziani i przeze mnie szanowani. Że ja również uznaję ich specyficzne potrzeby i pamiętam o nich, tak jak oni o moich.
A jeśli z kimś to jednak nie działa? To dostaje kopa z mojego życia. Bo po co mi znajomi, którzy nie szanują moich potrzeb?
Jeśli będziesz z ludźmi szczera i powiesz wprost jak jest, najczęściej zrozumieją. Jeśli jednak będziesz się wykręcać, ciągle szukać wymówek - wcześniej czy później wywąchają, że coś kręcisz. I się poobrażają na śmierć i życie. ;-)
Też mówię, ale odmawianie tygodniami, gdy ktoś ponawia zaproszenie raz czy dwa w tygodniu też nie wydaje mi się ok.