Historia miała miejsce zimą, 20 parę lat temu. Pewnego dnia wracając do domu z lekcji angielskiego, postanowiłam zabawić się jak ci wszyscy chłopcy, których widziałam rzucających śnieżkami w przejeżdżające pojazdy. Oczywiście wtedy wydało mi się to świetnym pomysłem, dlatego niewiele myśląc, ulepiłam śnieżkę i rzuciłam nią w samochód, który akurat wyjeżdżał na ulicę. Jako że nie miałam (chyba) instynktu samozachowawczego, albo byłam na tyle pewna tego, że samochód sobie pojechał, zamiast uciekać, spokojnym krokiem postanowiłam się oddalić od miejsca zbrodni. W pewnym momencie jednak coś mnie tknęło i postanowiłam się obejrzeć za siebie. Okazało się, że kierowca mojego „celu” cofnął auto, zaparkował i postanowił udać się w pościg za mną. Ja oczywiście zaczęłam uciekać, ale jak łatwo się domyślić, było już za późno. Mężczyzna złapał mnie za kołnierz, ja się posikałam ze strachu i zaczęłam płakać, bo kierowca groził, że zabierze mnie na policję za rzucanie kamieniami. Ja oczywiście przepraszałam gorliwie i powiedziałam, że nie celowałam w jego samochód, tylko w kolegę i że nie kamieniem, tylko śnieżką. Na moje szczęście faceta chyba to przekonało, bo puścił mnie wolno, a ja od tamtej pory ani razu nie miałam takich „genialnych” pomysłów.
Facet myślał, że jestem chłopakiem (jak mnie złapał, powiedział do mnie: „Mam cię gagatku”, czy jakoś tak), bo w sumie w wieku tych 10-11 lat, z czapką na głowie i spodniach zimowych i kurtce, trudno było powiedzieć, co się kryje pod spodem. A mama do dzisiaj myśli, że wtedy zwyczajnie nie wytrzymałam i popuściłam w spodnie.
Dodaj anonimowe wyznanie
No i w sumie dobrze wyszło. Facet Cię nastraszył policją i wybił Ci z głowy głupie pomysły.