#WgN5C
Już jako osiemnastolatka ważyłam 90 kilo. Może nie wyglądałam tragicznie, bo jestem wysoka, ale te 10 kilo mniej mogłoby być. Potem poszłam na studia i zbuntowałam się przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Próbowałam się odchudzać. Teraz wiem, że to było głupie odchudzanie, ale taką wiedzę i metodę wyniosłam z domu. Mniej żreć. A im mniej, tym lepiej. Więc jadłam. Na śniadanie kromka razowego pieczywa, w ciągu dnia mały jogurt naturalny, na kolację serek wiejski. Chodziłam nieprzytomna z głodu. Potem wypróbowałam masę innych diet, masę dietetyków, trenerów. Waga ciągle stała. Obecnie sytuacja ma się inaczej. Już dawno przekroczyłam 100 kilogramów, dowiedziałam się też, że choruję na szereg chorób, które między innymi utrudniają odchudzanie. Leczyłam się już u kilku diabetologów, endokrynologów, dietetyków klinicznych. Ciągle dostaję nowe leki, które „już na pewno pani pomogą”, ale za każdym razem okazuje się, że ja akurat jestem odporna. Od czterech lat dostaję różne leki, które w skrócie mają unormować burdel w moim organizmie i wtedy schudnę. I co? I nic. Za każdym razem okazuje się, że na danym leku nic nie chudnę albo chudnę minimalną ilość kg (rekord to 3 kg), a potem organizm przyzwyczaja się i nawet zwiększanie dawek nic nie daje. Potem zmiana leku i albo chudnę niewiele, albo nic, potem zmiana... Trzymam dietę, ćwiczę, a w ostatnim miesiącu schudłam 0,1 kg. To nawet się nie liczy. Dodatkowo dobija mnie fakt, że należę do grupy, która wspiera osoby chore jak ja. I ludzie piszą, że schudli 20, 30 czy 40 kilogramów i zżera mnie zazdrość. Dlaczego ja wydałam już tysiące na leczenie, niszczę wątrobę i nerki lekami, mobilizuję się ciągle do ruchu, dietę trzymam tak obsesyjnie, że nawet w gościach jej nie łamię i nic? Wiem, że nie jestem jedyną z grupy, która nie może schudnąć, jednak ciągłe posty o tym, że komuś się udało, mnie dobijają. Czuję, że nieważne jak bardzo się staram, i tak mi się nie uda.
Jeśli grupa Ci nie pomaga, a jedynie frustruje, to może lepiej się z niej wypisać? Ewidentnie nie spełnia swojej roli, a wręcz przeciwnie
Chciałam do niej należeć, żeby pomogli się odnaleźć. Jest tam dużo porad co jest wskazane, co nie.
Jest Pani naprawdę wspaniała! Wiem, że Pani sytuacja jest dla Pani bardzo zła i istotnie mogą się znaleźć bardzo niemili ludzie. Ale Pani się nie poddaje. Szuka Pani leków i jednocześnie robi Pani wiele innych rzeczy. Nie usiadła Pani na kanapie, stwierdzając "najwyraźniej tak musi być", tylko robi Pani wszystko, żeby tak nie było. Nawet, jeśli w sumie z Pani opisu wynika, że raczej nie widać za bardzo, żeby Pani musiała coś robić. Najważniejsze jest Pani zdrowie, ale też Pani szczęście. Czyli obecny Pani wygląd nie jest w żaden sposób zły. Ale jak najbardziej ma Pani prawo dążyć do tego, który dla Pani jest idealny. I jak najbardziej powinno się Panią za to podziwiać. I też nie wolno w żaden sposób Pani od tego odciągać. Ale po prostu nie musi się Pani aż tak bardzo martwić. Już teraz jest Pani idealna. Ale właśnie, w końcu znajdzie Pani odpowiednie leki i będzie Pani idealna również dla siebie. Bardzo Panią podziwiam. Też muszę się postarać, by być bardziej jak Pani. Mam trochę inne podejście do patrzenia na to, jak innym się udaje, lecz rozumiem Panią. Zwykle najpierw jest taka nadzieja "tej osobie się udało, czyli to jest możliwe", ale potem przechodzi w "skoro to jest możliwe, czemu ja tego nie mogę". Ale Pani jest o wiele lepsza ode mnie i Pani na pewno się uda. Dziękuję, że Pani żyje. Mam nadzieję, że zawsze będzie Pani zdrowa i szczęśliwa^^
Dziękuję :-)
Doskonale rozumiem, przez co przechodzisz. Miałam insulinooporność i Hashimoto. Żadne leki ani diety mi nie pomagały, wyniki nadal były tragiczne, a waga szła jedynie w górę. Czułam się i wyglądałam coraz gorzej. Radykalną decyzję podjęłam, gdy waga sięgnęła 107kg. Rzuciłam wszystkie leki, zamiast nich zaczęłam suplementować jod, a żeby dobrze działał, również cynk i selen. W tym momencie nie bawiłam się jeszcze w żadne diety. Po dosłownie dwóch miesiącach suplementacji wyniki tarczycowe i insulinę miałam na idealnym poziomie. Wtedy znalazłam informacje o diecie niskowęglowodanowej. Nie rzucałam się na żadne radykalne keto, po prostu ograniczyłam węglowodany do około 20-30g dziennie, a białko zwiekszyłam do około 100g dziennie. Resztę dziennego zapotrzebowania kalorycznego uzupełniałam tłuszczami. Zastosowałam również okienko żywieniowe. W moim przypadku od razu weszłam na 4/20, ale to dlatego, że od zawsze wolałam jeść mniej posiłków dziennie. Na początek spokojnie wystarczyłoby 8/16 godzin dziennie. Nie brakowało też dni, kiedy po prostu pozwalałam sobie na złamanie okienka i zjedzenie większej ilości węgli, po prostu starałam się, by takie dni zdarzały się jak najrzadziej. Po roku coraz lepszego samopoczucia i braku głodu (białko jest bardzo sycące) spadło mi 30kg. Bez żadnych ćwiczeń. Dopiero teraz je powoli wprowadzam, wcześniej nie czułam na to sił. Mi to naprawdę bardzo pomogło, gdy też byłam już na skraju poddania się. Może i Tobie pomoże? Jeżeli boisz się rzucić leki, to może właśnie spróbuj z ograniczeniem węgli i podbiciem białka, a leki nadal bierz. Po jakimś czasie sama stwierdzisz, czy ten sposób i Tobie pomoże. Życzę Ci dużo sił i sukcesów.
Obecnie spożywam posiłki z dużą ilością białka, węglowadonów jem mało. Postu przerywanego się boję, bo od zawsze miałam drażliwy żołądek (co leki jeszcze pogarszają), a jak nie jem to mam rewolucję i ból brzucha.
Nie ma się co bać postu przerywanego. Da się spokojnie zjeść 3 posiłki w ciągu 8 godzin, a przez resztę doby nie jeść. To nie powinno być obciążające dla żołądka, wręcz przeciwnie. Kobiety powinny dopasować okna żywieniowe i ewentualne posty do fazy cyklu, bo hormony maja tu duże znaczenie. Początek cyklu jest idealny na krótkie okno żywieniowe i post.
Nie ma się co bać postu przerywanego. Da się spokojnie zjeść 3 posiłki w ciągu 8 godzin, a przez resztę doby nie jeść. To nie powinno być obciążające dla żołądka, wręcz przeciwnie. Kobiety powinny dopasować okna żywieniowe i ewentualne posty do fazy cyklu, bo hormony maja tu duże znaczenie. Początek cyklu jest idealny na krótkie okno żywieniowe i post.
Standardowe keto to zazwyczaj limit 50 g dziennie. Dlatego stwierdzenie ‘żadne radykalne keto, po prostu ograniczyłam węglowodany do około 20–30 g dziennie’ jest sprzeczne. 20 g węgli i 100 g białka to już zdecydowanie radykalne keto. Nie mówię, że to coś złego, ale sama teza jest błędna :D
Lightworker, ryzykowne stwierdzenie że nie ma się co bać postu przerywanego, jeśli Autorka pisze że ma problemy z żołądkiem. Wszystko zależy jakie to problemy. Ja np mam refluks i wiem, że samo doprowadzenie się do stanu że zaczynam czuć głód odchoruję. I nawet na szybko sprawdziłam, że przy refluksach to nie jest zalecana metoda.
To musi być frustrujące, ale nie poddawaj się. Powoli, powoli i dojdziesz do wymarzonej wagi.
6 tygodni postu Ewy Dąbrowskiej dwa razy w roku. Dla niektórych bullshit, dla mnie piękne ciało i morfologia, mimo pcos, insulinooporności i niedoczynności tarczycy. Zaprzyjaźnij się też z kiszonymi warzywami. Soki z kiszonych buraków ratują jelita. Ewentualnie zbadaj swoją florę bakteryjną. Woem, że to ciężka droga, ale trzymaj się w zdrowiu I szukaj alternatyw.
Od wielu lat szukam alternatyw. Post nie jest dla mnie, bo jak nie jem regularnie to żołądek wariuje. A z kiszonkami... Może spróbuję. Tego jeszcze nie robiłam, bo strasznie nie lubię.
Post warzywno-owocowy nie oznacza nieregularnego jedzenia. Być może również masz insulinooporność, a wówczas najgorsze co możesz zrobić to przestać jeść. Sama wpadłam w tę pułapkę, bo "specjaliści" krzyczą o deficycie kalorycznym. Spoko, o ile jest się hormonalnie i jelitowo zdrowym. Trzeba jeść, ale polecam wpychać w każdy posiłek jak najwięcej witamin, białka i zdrowych tłuszczy. Ukisić da się wszystko, choć rozumiem, że wiele ludzi tego nie lubi. Może warto się rozeznać w tych probiotykach, bo nieszczelne jelita naprawdę potrafią zepsuć zdrowie i sylwetkę.
Tak, zgadza się. Jedną z chorób jest insuliniooporność.
Endokrynolog to podstawa. Tarczyca na pierwszy miejscu. Co do diety, to nie głodówka ale low carb, a może nawet dieta keto. Ruch dostosowany do aktualnych możliwości, nic ponad siłę. Spacery szybszym tempem, basen, jakiś lekki fitnesik. Joga/pilates dla wzmocnienia mięśni posturalnych i rozciągnięcia, gdyby było trzeba, też byłoby pomocne. Akurat "mniej żreć" to najgłupsza rada, zaraz po tej żeby się obżerać czym i ile się da.
Aktualnie leczę się u trzeciego endokrynologa. Miałam pecha. Tarczyca badana regularnie i cóż mam mówić, wyniki kiepskie. Dieta low carb jest, rozważam keto.
Ruch jest pięć razy w tygodniu, mało obciążający, bo organizm może nie wytrzymać zbyt wysokiego tętna. Joga, rower, basen, spacery.
Autorko, a miałaś badanie na alergie i nietolerancje pokarmowe? Może jesz coś czego twój organizm nie trawi. Powiem ci, że ja przy niedoczynności tarczycy próbowałam wszystkiego by schudnąc i podziałało dopiero całkowite odstawienie cukru. U jednego takim składnikiem może być cukier, u innego gluten, u innego nabiał (który jest prozapalny i przy problemach z tarczycą się odradza), itd. Te testy to są chyba drogie, ale możesz też sama posprawdzać na sobie, np prowadzić dzienniczek żywieniowy i komentować kiedy się czułaś dobrze, kiedy osłabiona/zamulona. Może zdefiniujesz coś, co blokuje organizm. I pytanie czy masz dobrego endokrynologa. Czy pyta cię o sen, aktywność fizyczną, samopoczucie, czy tylko wyniki krwi i recepta? I najważniejsze, zatroszcz się o głowę, zadbaj o siebie mentalnie. Nie wstydź się powiedzieć lekarzowi, że cały ten proces rozwala cię psychicznie, może jakoś inaczej podejdzie do sprawy. Głowa i twoje "samo-dobro-poczucie" ma duży wpływ na organizm. Trzymaj się i się nie poddawaj!
Nie wiem jak będzie teraz z endokrynologiem, bo właśnie znów zmieniłam i dopiero zaczynam z nim przygodę. Co do alergii itd, to odkryłam nietolerancję glutenu.
Z mojego doświadczenia: spytaj czy dieta jakoś wpływa na tarczycę. Jeśli powie że nie, uciekaj. Ja chodziłam po samych super specjalistach i każdy mówił, że jak juz mam niedoczynność, to tylko się z nią pogodzić i tyć... Jeśli jesteś z krakowa lub okolic to mogę polecić moją endokrynolog, patrzy na człowieka holistycznie i też zajmuje się leczeniem otyłości.
Dziękuję za radę. Niestety, jestem z innego rejonu.
A zastrzyki z tirzepatydu? Stosuje się je jak wszystko inne nie daje efektu. Jest jeszcze ozempic na który jest refundacja.
Autorka jest chora i lekarze nie mogą jej dobrać dobrych leków, a Ty jej sugerujesz dodatkowe obciążenie organizmu ozempikiem. Czasami warto pomyśleć zanim się coś napisze.
Jednym z leków jest ozempic. Lekarka zdecydowała mi się go dorzucić gdy już wszystkie alternatywy zawiodły i stwierdziła, że zrobimy to brutalniej.
Ja jej nic nie przepiszę. Może to zrobić tylko jej lekarz i widzę, że też poszedł w tym kierunku. @Sowik i jak efekty?
Ty jej proponujesz uzależnienie od leków, panie Szwędaczu. A insulinooporność, a nawet cukrzycę typu 2 da się wycofać postem przerywanym i dietą, na której nie ma skoków insuliny. Inne hormony, jak tarczyca czy coś, to już sprawa dla lekarzy i bez leków się nie obejdzie chyba. Tylko tu potrzebny jest lekarz a nie wypisywacz recept.
Szwedacz Standardowe jak na mnie. Najpierw zleciałam trochę z wagi, a potem znów wszystko stanęło. Aktualnie zwiększam dawkę i zobaczymy co to da
Moja merytoryka będzie brutalna.
Dieta keto. Bez ustępstwa i "cheet days", tylko jak Religje. Zawsze działa.
Teraz, skoro masz już rozwiązanie swojej sytuacji, brak zmiany jest już wyborem.
Pomyśl o tym i powodzenia
Z pewnością. Ale wiesz, że nie istnieje coś takiego jak uniwersalna dieta? Kolejny bałwan, który myśli, że jak coś na niego działa, to po prostu działa i nie ma ale.
Może lecz w to jeszcze psychodietetyka
Włącz*
Nie zrozum mnie źle, ale co może dać mi w tej sytuacji psychodietetyk?