Latem kolega z pracy zaprosił mnie i jeszcze kilka osób z firmy na grilla. Przyjechaliśmy, pogoda ładna, jedzenie apetyczne. Dzieciaki się bawiły niedaleko. W pewnej chwili tuż obok mnie zauważyłem, jak starszy syn gospodarza mocno okłada pięściami młodszego i nie przerywa, mimo że ten już się rozpłakał. Jako że działo się to tuż obok mnie, to interweniowałem: „Hola, hola, kolego, nie powinieneś bić swojego braciszka, popatrz, on jest dużo mniejszy od ciebie”. A on na to krzyknął: „To czemu tata bije mnie?”. Atmosfera zrobiła się cokolwiek niezręczna.
Dodaj anonimowe wyznanie
Nowe czasy, stare patologie.
I co zrobiłeś z tym faktem? Podpytales dziecko (pamiętaj, w takiej sytuacji NIE ROZMAWIA SIĘ Z KATEM) i zgłosiłeś to gdzieś?
"To czemu tata bije mnie?"
Ponieważ wychowuje według starych, sprawdzonych wzorców, chcąc stworzyć twardego faceta, tak jak jego ojciec i ojciec jego ojca i ...
Te pierdołowate, współczesne idee tworzące miękkie faje, farbujące sobie włosy, ma w głębokiej pogardzie, dobrze wiedząc, że dobre lanie nie jest złe. Oczywiście tylko wtedy, kiedy się należy. Tak aby chodził jak zegarek i znał swoje miejsce.
ciekawe podejście, nie przeczę.
Mnie zaś ciekawi co się potem dzieje w relacjach dorosłych już dzieci i ich rodziców.
Zapewne rodzicom mówią to co oni chcą usłyszeć, ale bardziej mi chodzi o to, co myślą i czy np. na łożu śmierci na sam koniec mówią coś na ucho w stylu "żebyś zdechł za te wszystkie bicia" czy też poudają smutnych na pogrzebach i zleją rodzica? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi
Szególnie ciekawe jest to, że tuż przed tym wyszeptaniem na ucho, może sobie uświadomić, że zrobił swoim, w międzyczasie dorosłym synom, dokładnie to samo, co ten umierający człowiek zrobił jemu.
@worm: Byłam karana biciem (pasem, kablem) gdy byłam mała - tak gdzieś do 9-10-tego roku życia. Potem rodzice przestali używać tego rodzaju kary. Ba, skończyło się karanie (w zasadzie nie było powodów) i były rozmowy, czasem krzyki (to wtedy, gdy złapali nas na paleniu), ale wtedy to bardziej było dużego gadania i tłumaczenia, że sobie krzywdę robimy (choć tata sam palił). Nie mamy z siostrą do nich pretensji. Ja już jako nastolatka im wybaczyłam, uznając, że nie znali innych metod wychowawczych, a sami byli wychowywani poprzez kary cielesne. Mama mówiła mi, że nie lubiła mnie bić, bo nigdy nie płakałam przy tym, tylko na nią patrzyłam. Gdy poszłam do liceum, zauważyłam, że rodzice zaczęli się liczyć z moim zdaniem - zwłaszcza, gdy chodziło o moją siostrę (młodsza o dwa lata). Bardzo dobrze się uczyłam i nie było ze mną problemów wychowawczych. Byłam całkiem inteligentnym molem książkowym. Robiłam, co chciałam, a gdy mogłoby to być nieakcepowalne dla rodziców, robiłam tak, aby się nie dowiedzieli, ale i aby nie było niepotrzebnych konsekwencji. Gdy dostałam się na studia, na które bardzo trudno było się dostać (wtedy były egzaminy wstępne, trudniejsze od matury) to dla mojego taty stałam się wyrocznią i co powiedziałam to było mądre i święte. Nawet zdanie ukochanego zięcia (a mojego męża) mniej się liczyło niż moje. Tata studiów, co prawda nie skończył, ale maturę miał. Nie mówiłyśmy rodzicom, co chcą usłyszeć, ale to co myślałyśmy. I nie było to tępione, tylko dyskutowane. Miałam dobrych rodziców, mimo iż bili mnie, gdy byłam dzieckiem.
Tak, że widzisz - w czasach mojej młodości wychowywanie poprzez kary fizyczne było powszechne, ale z moich znajomych nie znam nikogo, kto wypiął by się na rodziców i nimi no ich stare lata nie opiekował.
Ofiara przemocy, szczególnie dziecko które jest ofiarą opiekuna raczej mało prawdopodobne by od tak powiedziało komuś, że "tara go bije".
Tak było, byłem tuż za płotem i rzucałem piaskiem w grilla, żeby wam trzeszczało.