#SbHz6
1. Mężczyzna mojego życia oświadczył mi się, czas ustalić termin ślubu. Wyszło na to, że będzie to sierpień - ja po ostatnich egzaminach (ślub brałam tuż po zakończeniu studiów) i ewentualnych poprawkach, jemu kończy się w lipcu umowa o pracę i we wrześniu zaczyna nową, poza tym sierpień to świetny czas na podróż poślubną w takiej formie, jak chcieliśmy - kajaki+rowery na pojezierzu.
Nie, nie może być sierpień, bo ona ma wtedy urodziny i to przyćmi tę uroczystość (żaden okrągły wiek), uznajemy ją za mniej ważną, dlaczego tego nie konsultujemy?
2. Miejsce ślubu. Wybraliśmy kościół, który nie jest parafialny ani dla mnie, ani dla niego, a zakonny - pięć lat chodziliśmy do duszpasterstwa akademickiego, tam braliśmy nauki przedmałżeńskie.
Nie, bo ma być w parafii panny młodej i kropka, goście będą mieli problem z zaparkowaniem (fakt, centrum miasta, ale jednocześnie dużo wolnych miejsc w sobotę), ona nie lubi tego kościoła. Czemu? Bo nie.
3. Wesele. Tu wiele rzeczy, więc skrótem: absolutnie ma nie być wódki (jej zdziwienie, jak też wypiłam, niewiele, ale jednak - bezcenne), tylko wino, i to dobre (czyli >50 zł za butelkę), żadnej muzyki popularnej (disco polo było tyle, co na lekarstwo, bardziej ogólnie rozrywkowo-imprezowa), mamy zmienić listę gości, bo ich nie zna (a to dziwne), ma być na 150 osób, a my robimy na 60 (tyle nam wyszło, poza tym my płaciliśmy za całość), próby sterowania tym wszystkim, aż ojciec zainterweniował i ją usadził, co rzadko mu się zdarza.
4. Podróż poślubna. Mamy jechać na Lazurowe Wybrzeże, bo to takie fajne miejsce. O, tu macie uroczy hotelik, tu dobrą restaurację, tam ładne widoki, a to koniecznie musicie zwiedzić, wylot wtedy, powrót wtedy, specjalnie dla was robię przyjęcie urodzinowe później, akurat zdążycie! Jak wspominałam, mieliśmy daleko inne plany i wynikało to przed wszystkim z naszego charakteru, nie skąpstwa. A cenę tego, co mówiła, pomijam.
5. Mieszkanie. Nie mieszkaliśmy ze sobą przed ślubem, on wynajmował mieszkanie, które potem odkupiliśmy. Nie za duże, nie za małe, takie akurat dla młodej pary. Co ważne, miało kilka niepasujących jej elementów, nieistotne jakich. Jednym z nich były różnego rodzaju drobiazgi stojące na półkach, pamiątki po latach znajomości. Za każdym razem, jak była, coś przestawiała. Potem próbowała wynieść. Innym razem dodać coś. W końcu dostała zakaz wstępu do czasu zmiany postępowania. Przychodzi tylko ojciec.
A teściowa? Cudowna kobieta, takiej ze świecą szukać. Pomogła, doradziła, można rozmawiać z nią w nieskończoność. Pozory mylą...
Imagine pytać matkę o opinię na temat ślubu, podróży czy mieszkania xD Nie mówiąc już o pozwalaniu jej na jakieś komentarze czy przestawianie mebli. Pora wyhodować gonady i wyjść spod spódnicy.
Fajna ta twoja bańka, że takie osoby się wypowiadają tylko jak ich zapytać. Prawdziwe życie tak najczęściej nie wygląda. Jestem pewna, że autorka nie pytała, a opinię jednak mimo to dostała.
Istnieje coś takiego, jak komunikacja w rodzinie :) Czymś naturalnym jest dzielenie się informacjami, planami itp. z rodzicami czy rodzeństwem i nie ma to nic wspólnego z byciem lub niebyciem dorosłym. Jedyny problem jest taki, że najwyraźniej rodzicielka jest nieco toksyczna. Nie zmienia to faktu, że taka osoba nie musiała na tyle zepsuć komuś życia, żeby ten ktoś zaprzestał komunikacji i dzielenia się pewnymi rzeczami. Zycie nie jest czarno-białe. Sytuacja tylko zweryfikowała, że jednak nie warto.
solliinka dokładnie - ja też wiele rzeczy konsultuje albo opowiadam mamie i teściowej, wysłucham ich opinii, a na koniec zrobię po swojemu. Nikt się nie obraża, nie poprawia mi na siłę życia, bo oni sami też od nas dostają opinie na różne tematy, a finalnie robią po swojemu. To się nazywa szacunek.
No właśnie w zdrowej, normalnej rodzinie jest tak, że rozmawia się z rodzicami na temat takich spraw jak ślub, wesele czy mieszkanie. Ani nie robimy wszystkiego w sekrecie, po kryjomu, ani nie pozwalamy im decydować o wszystkim i wchodzić sobie na głowę. Pytamy o opinię, poradę i sami podejmujemy decyzję, biorąc ją pod uwagę lub nie. Dokładnie tak, jak chciałaby tego autorka wyznania.
Może trzeba kupić mamusi Snikersa bo gwiazdorzy?
Poznań. Ślub u OP jak mniemam.
Heh, o tym samym pomyślałam ;)