Niedawno przypadkiem wyciągnąłem ze swojej podświadomości wadę, której nie byłem do końca świadom. Tą wadą krzywdziłem rodzinę, znajomych, a także niechcący mocno skrzywdziłem bliską mi osobę i zrażałem do siebie ludzi. Nie mam tu na celu rozpowiadać o tym, co się wydarzyło oraz jaka to jest wada. Odkrywając ją, mam wyrzuty sumienia, ale nie doprowadziły mnie do tego, abym użalał się nad sobą, wręcz przeciwnie.
Po porażce miałem ciężki okres, który odbił się na mnie. Niedawno jednak wydarzyło się coś pozytywnego, dzięki czemu rozwijam swoje pasje. Wciągnęło mnie również rozwijanie i praca nad sobą. Dzięki temu czuję się spójniejszy i czuję też, że zaczynam w siebie wierzyć. Rozwijam się głównie dla siebie, a kto wie, może przypadkiem przyciągnę bliskie mi osoby.
Trzymajcie kciuki za moje lepsze Ja.
Dodaj anonimowe wyznanie
No i brawo. :)
Dla szczerego wobec siebie człowieka praca nad sobą nigdy się nie kończy. Bo wszyscy ulegamy czasem jakimś słabościom, robimy głupoty, mylimy się itd. I nawet najbardziej konsekwentny, odpowiedzialny, w 100% ogarnięty człowiek nie będzie ideałem. Bo przez to, że ZAWSZE odżywia się zdrowo, wypowiada swe myśli jedynie piękną polszczyzną, nie omija nawet jednego dnia ćwiczeń itd. - staje się SZTYWNY. Traci wewnętrzny luz, dystans do siebie. Nie umie już sobie odpuścić. A tym samym traci umiejętność odpuszczenia innym ludziom. Wyrozumiałość. Kostnieje, a jego poglądy coraz bardziej się radykalizują.
Według mnie dojrzałość to tak naprawdę stan homeostazy w całym tym rozgardiaszu pragnień, pożądań, tęsknot, wewnętrznych rozterek, kompromisów, wzniosłych dążeń i bolesnych upadków. A tego stanu nie osiągnie się bez ujrzenia, uznania, przyjęcia do siebie wszystkich swoich aspektów. Z małością, agresją, bezsilnością i bezgraniczną tępotą włącznie. :)
Ej, ale nam mogłeś powiedzieć.