#QxtnH

Pisząc tu wyznania oczyszczam umysł. Skupiam się na głównych elementach problemu, żeby jak najdokładniej przybliżyć wam sytuację i dzięki temu łatwiej mi poukładać sobie pewne sprawy w mojej głowie. Może tym razem znów się uda...
Nie potrafię sobie poradzić z odejściem mojego psa. Mamy styczeń, a on został uśpiony w listopadzie. Kiedy tylko o tym myślę, zbiera mi się na płacz. Czuję złość i ogromną niesprawiedliwość świata, chcę żeby ktoś w końcu mi go oddał, tak strasznie tęsknię.
Początkiem ubiegłego roku urodziłam dziecko. Wiadomo, że musiałam poświęcić masę czasu na bobasa, który dodatkowo okazał się poważnie chory, wymagał operacji. Spędziliśmy miesiąc na intensywnej terapii. Po powrocie do domu musiałam stawić czoło nowej rzeczywistości z dzieckiem. Mąż pracował całymi dniami i zazwyczaj zabierał pieska ze sobą do pracy, ale i tak wiem, że zaniedbaliśmy go. Brak snu przy noworodku odbijał się na braku spacerków i psiej rutyny. Musiał wystarczyć ogródek. Psiak podupadł nam na zdrowiu, miał już artrozę i to nie było dla nas nic nowego, że kuleje. Od razu wjechał weterynarz, ale leki przeciwbólowe tym razem nie pomagały. Tak jak w wieku 10 lat wszyscy brali naszego psiaka za 5latka, tak ten dosłownie w 2 tygodnie strasznie nam się zestarzał. W weekend odcięło mu władzę w tylnych łapkach. W poniedziałek jego rodzinny lekarz nie był w stanie powiedzieć nam, że to by było na tyle.. Wysłał nas do kliniki w celu wykonania tomografu, a tam lekarz, który nas nie znał i nie znał od szczeniaka naszego pieska powiedział nam wprost co musimy zrobić. Gdyby tomograf dał nadzieję na operację, gdyby jemu udało się ją przeżyć, gdybyśmy mieli czas na długą rehabilitację, wózek inwalidzki dla psa, gdybyśmy chcieli dźwigać na barkach jego cierpienie... Musieliśmy udźwignąć w tej klinice coś gorszego.
Nie potrafię pozbyć się myśli, że podjęliśmy złą decyzję. Że wymieniłam jednego członka rodziny na drugiego. Że mogłam być dużo lepsza i bardziej się poświęcić. Została mi urna na szafce, odcisk jego łapki w gipsowej formie, na prośbę mojego męża troszkę sierści w szklanej buteleczce. Został misiek, którego nie potrafię wyprać bo tak cudownie pachnie nim. Mam dziecko, które powinno mnie uskrzydlać, ale mam też wrażenie, że nasze życie bez niego jest całkiem puste. To tak jakby ktoś wyrwał z mojego boku ogromna część mnie. Codziennie zadaję sobie pytanie jak mam iść przez życie bez niego, to strasznie boli...
tramwajowe Odpowiedz

Żałoba ma swoje prawa.
To jest minus eutanazji że zostaje cień wątpliwości co by bylo gdyby.
Daj sobie czas. Będzie lżej.

Czaroit Odpowiedz

Zawsze tak jest przy uśpieniu zwierzęcia. Ta mała wątpliwość, czy to aby była słuszna decyzja. A co, jeśli wet się mylił? A co, jeśli można było zrobić więcej?
Nic. Zrobiliście to, co w tamtym momencie wydawało się najsłuszniejszą decyzją. A czy była najsłuszniejsza, tego nie dowiecie się nigdy.

Ale tak to działa dosłownie z każdą naszą życiową decyzją. Czy to na pewno TEN partner? Czy to TE studia? TA praca? Czy...
Nikt nie ma na to odpowiedzi. Sami musimy decydować i żyjemy potem z konsekwencjami. Na tym polega dorosłość.

Co do tęsknoty. Napiszę Ci to, co zawsze piszę ludziom w takich sytuacjach. Bo gdy ja bardzo cierpiałam po uśpieniu mojej kotki, mnie to bardzo pomogło. Koleżanka powiedziała mi wtedy: wiesz, to co było między wami, te wszystkie uczucia, głębokie porozumienie, intymność, to zostało już przez was stworzone. Już istnieje. I zostanie z Tobą na zawsze. I w każdej chwili możesz znów do tego sięgnąć i to poczuć, bo to nigdy nie zniknie.

Miałam w życiu wiele zwierząt, w tym 4 koty. Wszystkie bardzo kochałam. Ale tylko z tą kotką miałam tak niesamowicie głęboką relację. Od jej śmierci minęło 13 lat, a ja do dziś czasem wchodzę w tę przestrzeń w sobie, gdzie ona ciągle jest obecna.
I wiesz, w ogóle nie czuję tęsknoty. Czuję miłość, czułość i szczęście. Oraz wdzięczność, że mogłam doświadczyć czegoś tak wyjątkowego i pięknego z inną istotą.

Ty też tak możesz.

Uonderful

Masz wiele mądrego do powiedzenia i umiesz to zrobić w piękny sposób. Super że tutaj jesteś!

Uonderful

Plus na pewno zapamiętam Twoje słowa i chociaż nie były kierowane one akurat do mnie, to mocno mnie one podniosły na duchu. Takie ciepło w serduszku. Dziękuję!

Czaroit

Uonderful
Dziękuję również.
Korzystaj na zdrowie. :)

Beztraumy Odpowiedz

Urna na szafce z prochami? Rozumiem ból po stracie psa, ale chyba za bardzo ulegamy modom rodem z Hameryki. Sama miałam psa, też przecierpiałam jego stratę i do teraz po 20 latach go wspominam z łezką w oku. Tak po prostu jest. Ale trzeba żyć dalej, zamiast rozgrzebywać przeszłość. To żałoba jak każda. Jest ciężko, ale trzeba to zostawić za sobą. Nie popieram kremacji zwierząt, uroczystych pogrzebów na psich cmentarzach, przerabiania prochów psa na diamenty, trzymania psich pazurów/włosów w słoikach i całej tej otoczki. Wystarczą zdjęcia, wspomnienia i wdzięczność za to, że psiak był częścią naszego życia. Nie przesadzajmy.

TylkoRaz

Gdzie leży granica przesady i dlaczego ty ją ustalasz dla wszystkich?

3210

A co zrobiłaś z ciałem?

Wybrak

Nikt nie każe Ci zachowywać się jak czyni to autorka wyznania. Twoje podejście do temat nie ma dla innych żadnego znaczenia.

coztegoze2

Możesz być sobie przeciwna kremacji. W obecnej chwili jest wymóg prawny aby ciało zwierzęcia "zutylizować", co oznacza właśnie kremację indywidualną albo zbiorową. Nie można grzebać ciała zwierzęcia na własną rękę, bo dostaniesz za to mandat.

Dantavo

Na tym polega wolność wyboru. autorka może skremować psa i trzymać urnę z jego prochami, a Ty możesz być temu przeciwna. Różnica jest taka, że autorka nie próbuje na siłę wymusić na innych stosowania się do swoich przekonań, a ty tak.

Beztraumy

Ech, ta lawina hejtu. Współczuję.
Ciało mojego psa zostało u weterynarza po uśpieniu. Lekarze zajęli się nim we właściwy, legalny sposób.
Nie ustalam zasad, ale co niektórzy dostają jakiejś fiksacji. Zwierzę to Zwierzę choćby nie wiem jak kochane. Po prostu trochę za bardzo wchodzi nam to zachodnie podejście.

Beztraumy

Dantavo, powiedz mi gdzie używam siły, żeby kogoś do czegoś zmuszać? Wyraziłam swoją opinię, że dla mnie zachowanie autorki to przesada. Tyle. NIKOGO nie zmuszam do swoich poglądów. Miłego dnia.

Solange

Beztraumy, pisanie czegoś takiego pod wyznaniem osoby, która cierpi po stracie jest niepotrzebne i okrutne. Miej swoje zdanie, rób po swojemu, jeśli chcesz się podzielić tym z kimś w rozmowie, proszę bardzo, ale miej proszę odrobinę szacunku i mów o tym, gdy nie zrani to niczyich uczuć.

Dantavo

Gdzie ty widzisz hejt? Ja widzę krytykę twojego podejścia. Ktoś cię wyzywa? Nie, więc przestań pisać o hejcie. Do hejtu bliżej twojemu komentarzowi, bo autorce, która cierpi po utracie psa wciskasz swoje zdanie na temat kremacji, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.

A gdzie wymuszasz? Właśnie w sposobie wyrażania zdania. Nie tylko odpisujesz co ty sądzisz. Piszesz, że to co robia inni to przesada, apelujesz nie przesadzajmy. Do tego sugerujesz, że autorka uległa modzie z "Hameryki". Stawiasz siebie jako tą mądrą, a autorkę jako tę, która ulega durnej modzie. Rozumiesz już, czy to też uznasz za hejt?

BanonC Odpowiedz

Przelej miłość do pieska na dziecko i nie nie było żadnej wymiany. Bez względu na wszystko dziecko jest ważniejsze, a piesek nie zachorowałby od braku spacerów, bo są takie, tymbardziej że miał ogródek.

Mendapazdzioch Odpowiedz

Raz masz rozchwiane hormony po ciąży to i przeżywasz bardziej.

Dwa to dalej zwierzę więc jaki lekarz rodzinny?! Leczycie się u weterynarza?

Trzy jeśli psu odcięło władzę w tylnych łapach to najprawdopodobniej wynika z problemami układu nerwowego. Operacja JEŚLI by się powiodła to i tak byście nie odzyskali swojego zwierzaka. Pisałaś, że mąż pracuje całymi dniami to i skazalibyście się męczarnie dożywotnią z psem, bo z noworodkiem w życiu byś nie ogarnęła odpowiedniej rehabilitacji dla psa w domu. A co jeśli by się nie powiodła? Skazalibyście zwierzę na dodatkowe dni męczarni? No i co za wet bez dodatkowych badań na problemy ze stawami od razu przepisuje przeciwbólowe? Podejrzewam, że odpowiednią diagnostyka wcześniej potrafiłaby wyleczyć odpowiednio wcześniej.

solliinka Odpowiedz

Ja dwa tygodnie przed świętami straciłam mojego ukochanego kota, który był mi bliższy niż wiele innych osób. Współczuję. Wiem jakie to straszne. Na dodatek siedzę większość czasu w domu i teraz jest cisza i samotność.
W moim przypadku ciężka depresja, na którą leczę się od lat, jeszcze bardziej nakręca problem. Tabuny myśli, czy to nie ja mu zaszkodziłam czymś (zabiła go niewydolność nerek), czemu musiał odejść tak młodo...

I najgorsze to, że on był we mnie wpatrzony jak w obrazek i zawsze jak coś się działo do mnie przychodził. Mam taką myśl, że ostatnia wizyta u weta, to moment kiedy on czekał na to, że mu pomogę, a ja go zabiłam.
To już ponad 1,5 miesiąca, a ja całe szczęście mam dodatkowe leki od psychiatry na ten czas, bo inaczej bym chyba sobie nie poradziła.

Dodaj anonimowe wyznanie