#N9GlP
Nieco inaczej wygląda to, gdy narzeczony pracuje w domu, wtedy z reguły proszę go o przypilnowanie dziecka, a ja mogę spokojnie wziąć prysznic czy wypić kawę. Oczywiście nie robię z siebie męczennicy, czasem dni są lepsze i mogę nawet się umalować przed wyjściem na spacer i przy okazji zrobieniem zakupów. Wtedy też często słyszę od narzeczonego, że na spacery z nim się nie maluję. Czasem słucham przytyków, że nic nie ogarnęłam w kuchni, że mogłam wstawić pranie, a tego nie zrobiłam. Każde moje wyjście do sklepu to tłumaczenie setki razy, po co idę, „bo przecież wszystko mamy”. Kupić chleb? A po co, jest jeszcze. Tak, kuźwa, jest jedna kromka dla mnie na śniadanie, bo on rano kupi sobie bułeczki i pójdzie szczęśliwy do pracy, a ja rano muszę wyjść z dzieckiem kupić sobie coś, żeby nie głodować.
Czuję, że kompletnie się zatracam w tym nowym życiu, mam mało czasu, nie mam go na tyle, żeby jak kiedyś codziennie chodzić pięknie ubrana, umalowana i uśmiechnięta od ucha do ucha. I nie, nie żałuję, że mam dziecko. Kocham je najmocniej na świecie, z narzeczonym fizyczna bliskość nie ucierpiała, potrafię pozostawić granice, dziecko od dawna śpi ładnie w nocy w swoim pokoju. Czasem tylko chciałabym usłyszeć coś miłego na swój temat zamiast pretensji, że sobie nie radzę.
Poproś męża żeby w okresie Twojego powrotu do pracy wziął 2-3 tygodnie urlopu rodzicielskiego z tych 9ciu, które przysługują drugiemu rodzicowi. Zostanie sam na 2-3 tygodnie z dzieckiem i skonfrontuje swoje przekonania, co do opieki nad dzieckiem z rzeczywistością. Plus oczywiście więź między nimi się zwiększy. Wszystkim to na dobre wyjdzie :)
Gdyby tak tylko istniała jakaś możliwość żeby skomunikować się z drugą połówką.... Ale nie przejmuj się, może w końcu "się domyślić" albo wywróży z fusów....
Wyjedź na kilka dni odpocząć i zostaw dziecko z tatą. Niech zobaczy jak to jest zajmować się dzieckiem 24 na dobę. Ty odpoczniesz, wyśpisz się i zrelaksujesz a tata dziecka się czegoś nauczy.
Dzieci po skończeniu roku są okropne ;). Tzn. oprócz tego, że słodkie i przeurocze, to ogromnie wymagające. Mobilne, ale o bardzo małym rozumku. Czas skupienia pół minuty, chyba że mówimy o wejściu na blat kuchenny, wysmarowaniu się masłem i zabawie nożami - to wtedy się nie nudzi ;). Trzeba mieć autentycznie oczy dookoła głowy.
Funkcjonowania z dzieckiem trzeba się nauczyć. M.in. nauczyć się tego, że wygląda to inaczej, niż kiedy w domu byli sami dorośli. Z mojego doświadczenia wynika, że facetom ta nauka idzie bardziej opornie. I zwłaszcza przy pierwszym dziecku są potem takie pretensje, że „co ty robiłaś cały dzień”, „ja też się nim zajmuję i jakoś daję radę coś robić” i mnóstwo innych.
Męża należy edukować. Do oporu, aż chwyci. I dokładnie informować czego się oczekuje, czyli w Twoim przypadku uświadom go, że świetnie sobie radzisz, wychowujesz Wasze wspólne dziecko jak umiesz najlepiej, nie życzysz sobie pretensji i chciałabyś usłyszeć coś miłego.
Bo dzieci niestety robią też jedną brzydką rzecz: przy osobie, z którą mają najbliższą więź, zachowują się najgorzej. Czyli najczęściej właśnie przy matce. I to, że z ojcem się spokojnie bawiło, a przy matce zaczyna marudzić i rozrabiać, wcale nie znaczy, że ojciec umie się nim zająć, a matka nie. To znaczy, że przy matce czuje się najbezpieczniej. To jest normalne. I to jest poparte badaniami naukowymi.
U nas żadnych badań nie trzeba było robić, mój mąż sam zauważył, że dziecko dostaje małpiego rozumu zaraz jak wejdę do domu z pracy, a 2 minuty wcześniej z nim się bawiło spokojnie.
karlitoska, obserwacja, że tak jest, to jedno. Ale przy szukaniu przyczyn już się ta naukowa podkładka przydaje, bo pierwsze co można usłyszeć, to że właśnie robi się coś źle. „Bo ty mu na wszystko pozwalasz i potem patrz, jak się zachowuje”. No nie. Nie pozwalam, a dziecko i tak odreagowuje przy matce cały dzień, kiedy przy wszystkich innych było „grzeczne”.
Oboje powinniście ze sobą porozmawiać i przedstawić swój punkt widzenia. On nie zdaje sobie sprawy ile masz obowiązków z dzieckiem. Za to ty uważasz, że on w pracy to odpoczywa (przynajmniej takie wrażenie mam po wyznaniu).
Bo w pracy owszem, odpoczywa się - od dziecka.
A z kolei matka, która jest cały dzień z dzieckiem w domu, chętnie zrobi zakupy, posprząta łazienkę, porobi pranie, ogarnie dokumenty - jeśli tylko ktoś od niej to dziecko przejmie.
Obie strony są zmęczone dniem. Ale każda czym innym, więc nie powinno się projektować na drugą stronę własnego przepracowania i własnych oczekiwań. Bo to, co dla jednego jest męczące, dla drugiego w danej chwili może być wytchnieniem.
Ale powinno się rozmawiać o swoich odczuciach. Matka ma prawo być zmęczona, bo opiekuje się dzieckiem. Jednak ojciec też ma prawo być zmęczony, bo pracuje. Tutaj dwie strony zarzucają sobie, że jak ty możesz być zmęczony/zmęczona i nie potrafią zrozumieć drugiej osoby.
Sama nie mam dzieci ale mam koleżanki, które mają. I z ich opowiadań rysuje się podobny obraz. Przytulam Cię mocno! Dasz radę, wrócisz do pracy i znów będziesz chodzić pięknie ubrana!
Jeśli Cie to jakoś pocieszy, to tylko dobre matki mają tego typu dylematy ;) z małym dzieckiem jest ciężko, po prostu. Jeśli chcesz zadbać o dziecko, o dom, posprzątać, ugotować, itp, to wiadomo że nie starczy czasu na wszystko. Nie mówiąc już o malowaniu. Mogłabyś przecież dać dzieciakowi tablet na cały dzień i mieć święty spokój. Nie robisz tego, inwestujesz w więź i relację. Owoce będziesz zbierać dopiero za kilka lat, ale warto. Dziecko rośnie szybko, po roku będzie już tylko łatwiej
Mój mąż mi w chwili szczerości powiedział, że zdecydowanie wolałby siedzieć po 12h w pracy niż z dziećmi (mamy dwójkę), a nie jest weekendowym tatusiem, bo ogarniamy bombelki po równo. Opieka nad dzieckiem w tych czasach to czasem orka na ugorze i myślę, że Twój facet powinien zostać choć na jeden cały dzień sam z dzieckiem to się przekona jak to jest