#LEL7I
Piękne czasy gimnazjum, jakieś 8-9 lat temu. Pierwsza lekcja i pierwsze rewelacje. Pani mówi, że tu o seksie nie będzie, bo ona nas na prostytutki i gejów (?) nie będzie wychowywać.
Nauczycielka to znana pani D., ultra zagorzała katoliczka walcząca z grzechem wśród młodzieży.
O ile zajęcia z chorób wenerycznych jeszcze jakoś przeszły, tzn. że takie choroby są i istnieją, o tyle inne lekcje...
Ogólnie to w nas siedzi diabeł i tylko o seksie myślimy (ta... na 8 lekcji, gdzie każdy chce do domu).
Gwałtu nie ma, bo pochwa jest jak rajstopy - rozciąga się, i nie ma możliwości, żeby chłopak zrobił nam jakiekolwiek kuku, a te gwałty to tylko wymówki puszczalskich dziwek! A w ogóle to musimy być miłe dla chłopców, bo nigdy za mąż nie wyjdziemy i dzieci nie będziemy miały. I chłopcy nie panują (!) nad sobą, to nie wolno nam ich bardziej podniecać. (Bo to kurde dzikie zwierzęta są, co tylko o bzykanku myślą, i jak tu zapłodnić koleżankę...). Antykoncepcja to zło wszelakie. Pigułki, tabletki po, wkładki i prezerwatywy prowadzą do piekła. Po tabletkach to nam się instynkt macierzyński niszczy, a one działają tak, żeby zabijać płody w łonie matki (?!). Prezerwatywy są niezgodne z nauką kościoła (to kościoła, czy kurde programu przedmiotowego?) i prowadzą do impotencji. Porno niszczy mózgi. Jedyna możliwa metoda to kalendarzyk. Każda dziewczyna używająca tabletek, nawet w celach medycznych, to tylko szmata, którą można gardzić. Molestowanie nie istnieje, to tylko "końskie zaloty". A o układzie rozrodczym to się na biologii nauczycie, ona takich świństw tu opowiadać nie będzie.
Każda lekcja rozpoczęta była modlitwą o zachowanie w nas czystości.
Jeżu w malinach...
W liceum trafiliśmy na normalną kobitkę. Nauczyła nas, jak zakładać gumkę (każdy dostał swoją i próbujemy na krzesełkach), jakie są rodzaje antykoncepcji, ich skuteczność, plusy i minusy seksu, psychologia, prawo, choroby, układ rozrodczy. Wszystko.
BTW. Wyobrażacie sobie po lekcji z gumkami minę sprzątaczki? Kosz w klasie, a w środku z 35 różnokolorowych prezerwatyw zawiązanych na supełek :D.
U mnie WDŻ było jeszcze prowadzone jako tako (choć też duzo było nie do końca prawdziwych informacji i dużo informacji brakło). Natomiast w liceum, jak już na WDŻ nikt nie chodził, bo nikt nie chciał, mieliśmy na siłę "WDŻ" na religii. Ksiądz posunął się nawet do tego, że na jedną lekcje zaprosił "panią ginekolog" i przyszła jakaś stara (myślę że mogła być koło 90.) i opowiadała jak to prezerwatywy są złe, bo 1% społeczeństwa ma uczulenie na lateks (nie żeby były też takie bez lateksu), tabelki hormonalne nie nadaje się nawet na leki, bo miala kiedyś pacjentke, która inny lekarz tak leczył i pękła jej żyłka w oku(!), a najpiękniejsze w seksie jest jak mąż i żona zasypiają będąc jeszcze w sobie. Tak jakby po seksie nie zalecalo się przede wszystkim wysikania i najlepiej prysznica, po co, jak można mieć infekcje i zapalenie pęcherza następnego dnia, bo to "takie piękne". Na koniec nam rzuciła, że w sumie to jesteśmy w idealnym wieku do zajścia w ciążę i powinnyśmy się na tym skupić, a nie na jakichś studiach. Do dziś nie wierzę, że miała wykształcenie medyczne.
W jednej kwestii miała rację - porno niszczy mózgi. A konkretnie nasze postrzeganie i wyobrażenia o aktach seksualnych.
Sceny przedstawione na filmach porno mają tyle samo wspólnego z prawdziwym seksem, co komedie romantyczne z prawdziwym zakochaniem albo media społecznościowe z prawdziwym życiem.
Zawsze mnie to zastanawia jak ktoś pisze o braku realizmu w pornografii, bo w sumie to, co ja tam widziałam, wyglądało bardzo realistycznie i było proste do odtworzenia, ale może to kwestia upodobań. Chyba, że nierealistyczna jest fabuła, to wtedy się zgodzę :) Podobno z pornografia jest inny problem - przyzwyczaja nasze mózgi do nowych bodźców i powtarzalność z tym samym partnerem przestaje być atrakcyjna