#JXArb

Miałam wiele operacji, ponieważ moje nogi odmówiły posłuszeństwa i nie chodziłam. Straciłam przyjaciół, bo nie chcieli zadawać się z kaleką. To mnie rujnowało, bardzo. 

Gdy miałam pierwszą operację, mama wzięła psa ze schroniska. Młody, ale po przejściach pitbull. Miał problemy z łapkami, ponieważ był katowany przez właściciela i chodził jak pijany, często się potykał i wywracał. Stąd nazwaliśmy go „Alkoholik”. 
Wydawało mi się, że mama wzięła specjalnie psa po przejściach, ponieważ ja też byłam po nieprzyjemnych przejściach i też miałam problemy z nogami. Alkoholik chodził na badania i ja też. Ja wstałam z wózka po paru operacjach, a on zaczął lepiej chodzić. Strasznie się z nim zżyłam i był dla mnie bardzo ważny. Chodziłam o kulach z nim na spacery, pomimo bólu wiedziałam, że muszę, chciałam z nim chodzić na te spacery. Chodził cudownie przy kulach i nigdy mnie nie szarpnął. 

Raz postanowiłam, że pójdziemy dalej i poszliśmy nad rzekę, puściłam swojego przyjaciela, ale on nie chciał biegać, nadal był obok mnie. Po chwili zobaczyłam podpitych facetów z dwoma bokserami. To była chwila gdy psy, chyba przestraszone moich kul, rzuciły się na mnie. Wyszłam z paroma zadrapaniami, ale mój przyjaciel był w ciężkim stanie. Do końca walczył za mnie, żeby mi się nie stała krzywda. Mężczyźni próbowali jakoś rozłączyć dwie bestie od mojego kumpla, ale było za późno. 

Mama przyjechała i zabrała nas oboje. Weterynarz uznał, że trzeba go uśpić. Zgodziłam się, bo nie chciałam, żeby bardziej się męczył, ciągle go przytulałam i całowałam po łebku, strasznie piszczał i to mnie bolało. Gdy weterynarz go uśpił, kolejny raz podziękowałam mojemu psu, że był moim aniołem, pilnował mnie i zawsze był blisko, aż poświęcił swoje życie w mojej obronie. Mój Alkoholik stracił życie za mnie, będę mu do końca życia wdzięczna. 

Każdy swój mały postęp zawdzięczam temu psu. On mi pokazał, że nie człowiek może być najlepszym przyjacielem. Że pies nigdy nie zostawi. Byliśmy razem 3 lata, najpiękniejsze lata mojego schorowanego życia. Nigdy nie zapomnę tego pięknego i dostojnego psa. 

Dostałam nowego psa, nie chciałam go wcześniej, ponieważ nie wiedziałam, czy umiem się na nowo przywiązać do innego zwierzęcia. Młody dostał na imię „Alkoholik Junior”, w rodowodzie wygląda to prześmiesznie. Na dzień dzisiejszy jesteśmy razem ponad rok, minęły dwa lata od śmierci Alkoholika. Jednak od tamtego czasu gdy mój kumpel zginął, wiele się zmieniło. Nie mam kul, jestem silniejsza i zawsze z odstraszaczem przy sobie.

Pies jest cudownym stworzeniem, jeżeli postępujemy z nim dobrze, to zwierzę nam się odpłaci miłością i wiernością. Te słodkie oczka, pyszczek, ta wdzięczność jest najcudowniejszą rzeczą na świecie.
Dragomir Odpowiedz

Alkoholik to za długo się wymawia. Lepiej byłoby menel albo żul.

krux7735

Idąc tym tropem powinieneś się nazwać debil, też na "D" ;)

Dragomir

Ale pomyśl, idziesz z psem do weterynarza i podajesz imię - Alkoholik, albo Alkoholik Junior...
Albo wołasz go tak na spacerze. Nie wiem jak Ty, ale ja bym się wstydził bo takie imię dla pupila świadczyłoby o właścicielu.

krux7735

no i teraz popatrz, wołasz psa w parku "żul, do nogi!" i zlatują się pobliskie chlory :)

Dragomir

Dać takie imię psu też wstyd, ale przynajmniej krótsze :)

reveil Odpowiedz

Prawda niestety jest taka że ten pies nie żyje przez głupotę właściciela. Ktokolwiek kto "puszcza" psa poza swoim zamkniętym terenem jest skrajną patologią bez wyobraźni. Taki pies może zagryźć innego psa albo nawet dziecko. Wysterczało odrobinę rozsądku i odpowiedzialności a pies by żył.

Risha

Głupotę właścicieli agresywnych psów ,które zaatakowały autorkę.

MalinoweGofry Odpowiedz

Pewnie bardziej w książeczce to imię. Hodowla nadaje imiona zgodnie z literą miotu i raczej jednoczłonowe. Kociaki są zgłaszane i raczej nikt specjalnie nie zmieniałby danych w rodowodzie bo nowy właściciel zmienił imię nadane w hodowli. :)

Dodaj anonimowe wyznanie