Oskarżam moją matkę o moje zaburzenia odżywiania. Całe moje dzieciństwo to była obsesja matki na temat mojego jedzenia. Zresztą nie tylko mojego. Tata też był przez nią kontrolowany. Tylko moja starsza siostra zawsze mogła jeść co chce i ile chce. Odkąd pamiętam wydzielała mi dokładną porcję każdego jedzenia. Fasolki mogę zjeść tyle, jajek tyle, ziemniaków tyle. Nie mogłam zjeść dwóch kotletów i jednego ziemniaka. Musiałam dwa ziemniaki i jeden kotlet, bo tak zaplanowała. Nie chodzi o to, że była wyliczona ilość (choć i to się zdarzało). Po prostu. Przyznam, że przez to jak szliśmy gości jadłam do oporu, bo przy ludziach mogłam jeść co chcę i ile chcę. Tak samo jak zaczęłam dostawać kieszonkowe. Calutkie szło na jedzenie. Zaczęłam robić się grubsza, opanowałam się. I schudłam. Gdy się wyprowadziłam, wpadlam w wir jedzenie na co mam ochotę w chorych ilościach, a potem karnych głodówkach. Jedzenie zaczęło budzić we mnie poczucie winy tak wielkie, że nie mogłam normalnie funkcjonować. Zaczęłam ważyć wszystko co jem. Żeby nie jeść za dużo, ale i za mało. Jednak wciąż nie mogłam się powstrzymać i obcinałam kalorie coraz bardziej i bardziej, aż chodziłam nieprzytomna z glodu. Tymczasem co odwiedzałam mamę, to krytykowała mnie, że przesadzam, bo wciąż jem za dużo. Bo gdybym jadła 600 kalorii (na tamten czas jadłam 800) to byłabym szczuplejsza. Za każdym razem gdy skusiłam się na coś słodkiego, patrzyła na mnie krzywo i pytała czy ja aby nie przesadzam. Potem zaczęłam walkę o zdrową relację z jedzeniem. Jadłam zdrowo i nie opychałam się, ale chciałam sobie czasem pozwolić na słodki deser. Zaczęłam sobie też czasem pozwalać na zjedzenie sporej ilości słodkiego na raz (wiele kobiet rozumie co mam na myśli pisząc, że jest czasem taki dzień :-)). A moja mama dalej mnie opieprza sama mając 50 kilo nadwagi i wcinając sobie ten wielki schabowy z głębokiego tłuszczu. A ja dalej mam poczucie winy, że jem. Ale z nim walczę.
Dodaj anonimowe wyznanie
Masz rację obwiniając matkę, ponieważ zdrowe nawyki żywieniowe wynosi się z domu. A ta kobieta od dzieciństwa niszczyła Twoją relację z jedzeniem. Powodzenia w walce!
Gdyby matka "nie niszczyła jej relacji z jedzeniem" pewnie dziś wyglądałaby jak szafa trzydrzwiowa albo prosię na wybiegu
@K19922023
Niby coś czytasz, ale w ogóle nie myślisz.
To mi przypomina jedną ciocię. Mega miła kuzynka zjadła przez cały dzień jedną marchewkę - "Znowu się obżerasz". Jak mi ciocia przynosiła "prezenty" to najczęściej stanik wręcz ujemny "bo nic nie masz" i koszulka rozmiar XXL, bo "tyle tej czekolady żresz, że zaraz będzie dobry". Oczywiście to ta najrozleglejsza ciocia, nie ta oszczędnie zbudowana. Ta z kolei w drugą stronę, ciągle, że za mało jem, nawet jak po chemii wyglądałam jak rozgotowany klopsik.
Chyba jest coś takiego, że właśnie takie rozległe mamy próbują jakby udawać lepsze męcząc córki. Często się mówi coś typu, że córka wygląda jak mama dawniej, a mama tak jak córka kiedyś będzie wyglądać. Więc może taka mama specjalnie męczyć córkę, żeby udawać "ja przed ciążą też taka byłam, ale przez to, że ją urodziłam to tak mi wyszło". Trochę tak jakby ta córka miała być lustrem, w którym ta matka się przegląda. Czasem też dochodzi kwestia "przymusu" znalezienia męża. Czyli matka ma męża - już nic więcej nie musi. Ani pracować, ani wyglądać, ani nic. Ale córka "musi" znaleźć męża, żeby się "ustawić". Więc ma być "najpiękniejsza" według oceny matki. I to "dla jej dobra", żeby właśnie znalazła męża, przy którym nie będzie musiała pracować. I oczywiście też jak się uczy to źle, bo ma męża szukać. Jak je to źle, bo ma schudnąć, żeby ktoś ją chciał. Oczywiście "dla jej dobra".
@Meaness
"to ta najrozleglejsza ciocia, nie ta oszczędnie zbudowana"
Podoba mi się ta nomenklatura 😁
(Choć to niemal tak, jakby ciasto kakaowe "murzynek" nazwać - w wyniku poprawności politycznej - "afroamerykanek")
🙃
Heh, skąd ja to znam. Moja matka do tej pory żyje umysłowo w epoce cudownych diet "tysiąc kalorii" (z których żadnej nie utrzymała dłużej niż 2 dni) i słysząc, że przy zdrowej diecie jem dziennie na przykład 1900 kcal twierdzi, że to strasznie dużo. Tymczasem, gdyby podliczyła swoje zwyczajne jedzenie to pewnie czasem wyszło by tych kcal i ze trzy tysiące.
Z tego wyznania nie wynika odpowiedź na pytanie czy te wydzielanie jedzenia przez twoją mamę to było jej wydzimisie czy miała ku temu powód. Nie wiadomo czy po prostu siostra nie miała problemów z przemianą materii i mogła jeść tyle ile chciała , ojciec był na diecie z powodów zdrowotnych a ciebie pilnowała co jesz bo wiedziała że masz skłonności do przejadania się i nie chciała żebyś wyglądała tak jak ona. Co do tego że nie można ci było zjeść "dwóch kotletów i jednego ziemniaczka", skąd wiesz że w tamtym czasie stać was było by wszyscy ponajadali się mięsem, warzywa są tańsze więc mama mogła je gotować w większej ilości jako zapychacz do posiłku. Mówisz że mieliście wydzielone ilości obiadu, nie piszesz czy wasza sytuacja finansowa pozwalała na większe obiady. Twoje zaburzenia są tylko i wyłącznie twoją winą, szukasz wymówki żeby mieć na kogo zrzucić winę
Aż szkoda strzępić języka na ciebie i debili, którzy polubili ten komentarz.
Ohlala a postrzęp, bo ja też nie rozumiem co ta matka takiego złego zrobiła, że nakładała rozsądne porcje dziewczynie, która lubi pojeść. Nadwaga dzieci jest winą rodziców
ohlala: a co cię tak zdenerwowało w komentarzu? Zauważenie że dziewczyna nie opisuje całej prawdy i nie można jasno wyklarować po czyjej stronie jest wina czy to że dziewczyna użala się nad sobą w internecie zamiast wziąć się w garść i pójść do dietetyka który powie jej co ma jeść a czego nie może i w jakiej ilości ma jeść ? Jeden będzie się obżerał i będzie wyglądał jak patyk a inny niestety będzie się musiał pilnować co i ile może zjeść
Myślę, że pani ohlala ma rację. Tutaj widać ewidentną przemoc psychiczną. Poniżanie, wydzielanie jedzenia. Gdyby autorka istotnie jakoś za dużo jadła to właśnie rodzice powinni wyjaśnić problem, zaprowadzić do dietetyka, a nie wyzywać i wydzielać jedzenie. Powinni dawać dobry przykład, a nie samemu zjeść dwa kotlety, a dziecku dać tylko jednego. Poza tym wygląda to tak jakby dla niektórych ludzi w komentarzach najważniejsze było to, by ktoś był szczupły, a wszystko inne nie. I też to zapobieganie o szczupłość ma usprawiedliwiać wszystko. Czyli można dziecko nawet głodzić, byle było szczupłe. A jak dziecko cokolwiek zje to "ma się wziąć w garść". To mi przypomina jak dawniej propagowano anoreksję. Bo ważne, że ktoś jest szczupły, nieważne czemu. Teraz tacy ludzie krzyczą jak to "ciałopozytywność", jak to nazywają, rujnuje ludzi, bo przez to ludzie przestają się odchudzać. A sami uważają, że doprowadzenie kogoś do zaburzeń odżywiania, traumy i ogólnie zniszczenie komuś życia jest dobrze, jeśli dzięki temu jest szczupły.
Z całego serca polecam Ci książkę "Intuicyjne odżywianie" Swietłany Bronnikowej. Jest fantastyczna, w środku oprócz informacji są też ćwiczenia. Genialna rzecz do przywrócenia prawidłowej relacji z jedzeniem. Książka porusza wiele głębokich strun w duszy, i przewraca do góry nogami wiele naszych wierzeń odnośnie odżywiania.
Tak, matka kompletnie zaburzyła Twój wzorzec jedzenia, zgadzam się z Tobą całkowicie. Ale teraz możesz go sobie sama zmienić. Dasz radę, bo rozumiesz swój problem i go nie wypierasz, jak wielu innych ludzi. Kup książkę, rób ćwiczenia, i za jakiś czas daj znać, jak wspaniałe osiągnęłaś efekty. Powodzenia. :)