#H1Ngl
Mój brat cioteczny miał kolegę jeszcze z dzieciństwa.
Gdy koledze miało urodzić się dziecko, pomógł mu w przygotowaniu pokoiku dla dziecka. Potem gdy się przeprowadzali, pomógł w przeprowadzce. Zawsze stawiał mu piwo. Wspierał przed narodzinami dziecka, bo kolega miał tylko 16 lat, więc bał się, jak to będzie.
Gdy mój brat był w trudnej sytuacji, czyli brak perspektyw na dobrą albo przyzwoitą pracę, postanowił zostać barberem, a ten właśnie kolega był barberem i miał swój salon. Jako że do tej pracy potrzebny jest certyfikat, czyli trzeba skończyć kurs, pomyślał, że ten kolega go poduczy i nawet był w stanie za to zapłacić, bo potem te pieniądze się zwrócą. Poprosił więc kolegę o pomoc.
I wiecie, co „kolega” mu powiedział? Że mu nie pomoże, bo nie będzie sobie tworzył konkurencji.
Gdy to usłyszałem, to coś we mnie pękło. Brat zawsze mu pomagał, a on mu odmówił.
Pomagać zawsze warto. Tylko trzeba wiedzieć kiedy, komu i jak.
Też byłam taką frajerką, też dostałam za to solidnie po dupsku. Ale się naumiałam na błędach. Teraz pomagam, ale TYLKO WTEDY, gdy zostanę o to wyraźnie poproszona. Na aluzje nie reaguję wcale. Choć czasem naprawdę dużo mnie kosztuje, by trzymać buzię na kłódkę i nie wyrywać się z pomocą. Zwłaszcza, gdy kogoś bardzo lubię albo bardzo mu współczuję z powodu jego sytuacji. W naprawdę trudnych sprawach czasem pytam: czy mogę coś dla ciebie teraz zrobić? Ale nie proszona i nie pytana o radę, nie proponuję konkretnych rozwiązań ani swojej pomocy przy ich realizacji.
Po drugie, pomagam raz czy dwa, i jeśli widzę, że na wzajemność nie mam co liczyć, za trzecim razem odmawiam. Nie pasuje i następuje obraza majestatu? Sajonara, tym lepiej dla mnie.
Ludzie są różni, i to, że jeden czy drugi jest niewdzięcznym dupkiem, nie skreśla od razu całej populacji. Ale z drugiej strony rozdawanie siebie na prawo i lewo świadczy o kompletnym braku szacunku dla swojego czasu i energii. We wszystkim musi być rozsądek i równowaga.
A poza tym, mnie też ludzie pomagali w różnych sprawach nie raz. I jestem im za to szczerze wdzięczna.
"Zawsze stawiał mu piwo. Wspierał przed narodzinami dziecka, bo kolega miał tylko 16 lat, więc bał się, jak to będzie."
Oh, czyżby patologia która koniec końców rozczarowała?
Nowe, nie znałem.
Zaruchoł no i wpod. Nie musi to być od razu patologia...
True ale "zaruchał no i wpod" w połączeniu z regularnie trzeba było 16-latkowi stawiać browary już brzmi wysoce podejrzanie.
Aaaaa OK, skupiłem się jedynie na tej wpadce...
Ale wiesz, ojcostwo jest takie stresujące. A podgolenie jakiegoś menela, hipstera czy troglodyty Łamignata też łatwe nie jest, więc musiał odreagować...
Teraz to już żartuję. Muszę przyznać Ci rację.
Oczywiście że warto pomagać. Twój kuzyn zachował się jak trzeba. To jego kolega tego nie zrobił.
Nie znoszę gdy nazywa się bratem kogoś kto nim nie jest...
No i miał rację. Nie rozumiesz chyba, że pomoc jaką okazał mu Twój brat była zupełnie innej kategorii niż ta, której oczekiwał. To, że pomógł mu przenieść łóżeczko albo postawił czasem piwko w żadnej mierze nie równoważy tego, że miałby nauczyć się od kogoś zawodu a później pójść 100 metrów dalej i otworzyć własny salon. Koszt jaki potencjalnie poniósłby kolega jest ZNACZNIE większy niż 5 zł za piwo czy jedno popołudnie spędzone na pomocy w przenoszeniu mebli. Może jeszcze kolega miałby mu później pomóc urządzić salon i pownosić sprzęty, bo on mu przy przeprowadzce w tym pomógł?
Puknij się w łeb i naucz szacować oraz liczyć zanim zaczniesz się oburzać.
Jeśli Twój mózg nie potrafi dojść do wniosku, że kosztem kolegi w tym wypadku nie jest czas poświęcony na naukę autora, a potencjalna utrata części lokalnego rynku na daną usługę, to szczerze powiedziawszy w dupie mam Twoją opinię na mój temat. Wracaj do noszenia kartonów na magazynie.
Twoja teza jest błędna. Sa ludzie hujowi i cudowni. Jeśli Twój brat jest dobrym człowiekiem, Ty jesteś, to czy Twoja teza nadal jest prawdziwa? Jest mnóstwo serdecznych i kochanych ludzi. Jest mnostwo hujowych. Kropka.
A co miał powiedzieć? Barber to zawód wysokiego ryzyka bo praktycznie każdy może zrezygnować z jego usług. Dwóch w jednym miasteczku na pewno się nie utrzyma.
A trzecia sprawa, że to jest całkowicie normalne we fryzjerstwie, więc "kolega" zachował się jak świnia, bo sam kiedyś zaczynał w dokładnie ten sam sposób. Musi być mocno niepewny swoich umiejętności.
Już pomijając fakt, że kolega zachował się jak niewdzięczny cham, to musi być naprawdę słabym barberem, jeśli boi się, że facet, który dopiero się uczy zabierze mu klientów.