#Gnt1G
W pewnym momencie babcia znacznie schudła. Nigdy nie miała większych problemów ze zdrowiem, więc rodzina zaczęła namawiać ją na zrobienie badań. Okazało się, że to rak. Nie załamała się, pozytywnie nastawiona podjęła leczenie. Robiła wszystko, co kazali lekarze. Przyjmowała chemię i bardzo dobrze ją znosiła. Ja naprawdę myślałam, że to tylko kwestia czasu i znowu będzie zdrowa. Dziadek jak to dziadek — w ogóle się nie przejął, tylko jeszcze głupio dogadywał, aby ją zdołować. Niestety choroba była silniejsza, wyniszczyła ją całkowicie. Po leczeniu szpitalnym leżała 8 tygodni w domu, cały czas ktoś musiał przy niej być. Dziadek nawet nie wszedł do pokoju, w którym leżała, a ona tyle razy powtarzała jego imię. Kiedy traciła świadomość, mamrotała też coś o złym traktowaniu, prawdopodobnie miała na myśli właśnie jego. Wspominała złe chwile z przeszłości. Wszyscy byli się z nią pożegnać, tylko nie on. Odeszła. Też się nie przejął.
Aktualnie siedzi sam, w jeszcze większym syfie. Dopiero teraz widać, kto ogarniał dom i całą resztę. Nie sprząta, nie robi prania — sodoma i gomora. Sterta brudnych naczyń. Psy chodzą chude, głodne. Ktokolwiek próbuje mu pomóc — zostaje zwyzywany w okrutny sposób. Nie da się z nim dogadać. Leków nie przyjmuje, ma jeszcze większe kłopoty ze zdrowiem.
Mnie za to brakuje babci. Była moją najlepszą przyjaciółką, dopiero teraz widzę, jak żyła i przez co przechodziła z tym człowiekiem.
Ale weźcie coś zróbcie z tymi psami, co one winne, żeby je skazywać na cierpienie...
bardzo współczuję ci straty. dziadka najlepiej przestać odwiedzać bo tylko ci przykro a na pewno nic sie nie zmieni, jak chce umierac w samotnosći w takim chlewie to jego wybór. Jeśli macie jak z rodziną, to zabierzcie mu psy, żeby nie umarły z głodu czy choroby razem z nim
Powiedz mu ze jest kutasem bez serca,że Babcia go kochała i wołała,następnie zabierz psy i go zostaw samego sobie. Najwyżej odbierz telefon jakby dzwonil.
Na boga, ratujcie psy i zabierzcie je stamtad.
Nigdy nie zrozumiem tego mentalu, "będę cierpieć z uśmiechem". W imię czego? Męża, dzieci, czy wnuków, którzy nie docenią i w chwili słabości będą się przyglądać i nawet psy zostawią, by zdechły. By po śmierci powiedzieli, że taka dzielna była, uśmiechnięta, zamiast pomóc za życia?
Nie zrozumiesz, bo nie byłeś i nigdy nie będziesz obiektem prania mózgu w tej kwestii.
A ja się zastanawiam zawsze w takiej sytuacji, co poszło nie tak, bo przecież kiedyś on musiał być inny m, z jakiegoś powodu obydwoje chcieli spędzić ze sobą resztę życia. Nie wyobrażam sobie tak traktować osoby, którą kocham
Zauważ, że mowa o dziadkach. Babcia mojej znajomej była ze swoim mężem od 13/14 roku życia, a on był kilka lat starszy starszy, więc... Różnie bywa z tymi związkami, niekoniecznie zaczynają się od miłości.
A kto powiedział, że kiedykolwiek była tam miłość? Naprawdę myślisz, że każde małżeństwo (szczególnie te zawarte 60, 70, czy 80 lat temu) jest z miłości?
Z Dziadkiem jeśli się jakoś widujesz to leki do jedzenia można mu podrzucać. Psy możesz podkarmiać po kryjomu jak są na podwórku
Z jakiej racji ma pomagać komuś kto nie dbał o żonę której przed Bogiem obiecał miłość? I który zaniedbuje psy które za które jest odpowiedzialny i które są naszymi braćmi mniejszymi?
To jakim cudem reszta rodziny aż tak się od niego różniła? Jak to mówią - niedaleko pada jabłko od jabłoni.