#FTQgJ
Od kiedy 7 lat temu zmarł mój tata, zawsze mi się śni "bez twarzy". Za każdym razem mimo że nie wygląda jak on, a jego twarz i sylwetka są zamazane, to wiem, że to jest on. Za każdym razem umiera też w potwornych męczarniach, a ja nie mogę nic zrobić (możliwe, że to po prostu trauma po tym, jak widziałam, jak umiera).
Na ponad rok sny ustały. Zapomniałam o nich. Pojawiły się ponownie jakieś 3 lata temu. Nadal nie mogę zobaczyć jego twarzy. Wcześniej czułam taki ból, smutek, gdy się pojawiał. Teraz bardziej nazwałabym to złą energią, sny są bardzo intensywne, wręcz agresywne. Budzę się zawsze spocona i serce mi wali. Obok niego pojawia się osoba. Widzę ją bardzo wyraźnie.
Najpierw przyśniła mi się "postać" taty z moim kotem. Kot zachorował następnego dnia. Mimo wszystkich możliwych badań i wydanych na to dużo pieniędzy, lekarze nie potrafili powiedzieć co mu jest i musieliśmy go uśpić. Ot, taki zbieg okoliczności.
Kolejny raz był pół roku później. Przyjaciel z dawnych lat moich rodziców. Od czasu do czasu nadal utrzymywali kontakt. Jakiś tydzień później rozmawiałam na Skype z moją mamą (mieszkam setki kilometrów od niej). "A pamiętasz tego Mirka, co kiedyś naprzeciwko mieszkał? Zmarł tydzień temu, zawał miał w pracy".
Po nim był mój kuzyn. Gdy mama zadzwoniła następnego dnia, byłam już prawie pewna o co chodzi – brat cioteczny miał wypadek samochodowy i jest w szpitalu w ciężkim stanie. Wtedy chyba puściły mi już nerwy. Rozpłakałam się, opowiedziałam mamie o snach. Nie chciałam nikomu tego mówić, żeby nie wzięli mnie za jakąś nawiedzoną wariatkę. Kuzyn akurat przeżył. Niestety nie porusza się samodzielnie, brzydko to ujmując jest "warzywem".
Pod koniec tamtego roku śnił mi się "mój" sen z moją babcią. Pamiętam, że tata znowu umierał, jakby coś go wciągało w ziemię, i odradzał się, i tak w kółko. Cały czas trzymając za rękę moją babcię. Następnego dnia rano po prostu usiadłam na kanapę i czekałam na telefon. Mama zadzwoniła po 9 rano, że babcia zmarła. Długo chorowała na serce. Akurat kiedy się zatrzymała, była w szpitalu. Mimo to nic nie dało się zrobić.
Często boję się zasnąć, boję się, że znów zobaczę kogoś mi bliskiego. Do tego to umieranie mojego taty mnie wykańcza. Po każdym takim śnie budzę się zmęczona. Trochę jakbym razem z nim umierała. Boli mnie całe ciało. Nie potrafię tego wytłumaczyć i chyba nie chcę. Wolę myśleć, że to tylko zbiegi okoliczności.
"Wierzę w naukę" to z punktu widzenia naukowego największa bzdura jaką można powiedzieć. Nauka nie polega na wierze i nie jest po to, aby w nią wierzyć. Wręcz przeciwnie, samą istotą metody naukowej jest ciągłe kwestionowanie wszystkiego tego, co wydaje nam się, że wiemy. Tylko dzięki temu nauka może się rozwijać.
A jeśli coś byś więcej wiedziała na temat tej nauki, w którą to niby wierzysz, to wiedziałabyś, że nauka - jak każdy rodzaj wiedzy - ma swoją dziedzinę (w sensie logicznym), czyli zakres stosowalności. Są rzeczy, które z definicji podlegają badaniu naukowemu, i są rzeczy, którymi, również z definicji, nauka się nie zajmuje. Co nie znaczy, że one nie istnieją - po prostu nauka traktuje je jako będące poza jej dziedziną, poza jej obszarem stosowalności.
Takie sytuacje, o jakich piszesz, teoretycznie dałyby się badać naukowo, ale w obrębie istniejących dziedzin nauki mało kto chce to robić. Próbowali się takimi rzeczami zajmować psychotronicy, ale jest to bardzo nowa i póki co słabo rozwinięta gałąź nauki, nie mająca jeszcze ustalonej metodologii, m.in. dlatego że nikt nie chce jej finansować i oficjalnie uznać. Trochę też może odstraszać, bo np. jeden z bardziej znanych polskich psychotroników ok. 7 lat temu zmarł w dość dziwnych okolicznościach, niewykluczone że na skutek własnych eksperymentów, które podejmował bez świadomości tego, że mogą one być niebezpieczne (bo jak wspomniałem, w tym obszarze nauki jeszcze bardzo mało wiadomo).
Ponieważ nauka w tym obszarze niejako "odpuściła", pozostaje zwrócić się do wiedzy, którą mają w tym temacie ludzie zajmujący się duchowością. A oni mówią o tym, że nikt z nas nie jest odrębnym, izolowanym systemem, umysły nas wszystkich są w jakiś sposób połączone, i połączone z całą fizyczną rzeczywistością w czymś w rodzaju "chmury", obecnie tak bardzo popularnej w informatyce :). Z tego punktu widzenia nie ma nic dziwnego w tym, że niektóre osoby mogą być bardziej wrażliwe na odbieranie sygnałów z tej "chmury".
Bardzo wartościowy komentarz, dziękuję 🐢
Wbrew pozorom wiara nie sprzeciwia się nauce a nauka wierze
"Często boję się zasnąć, boję się, że znów zobaczę kogoś mi bliskiego."
Czy to wszystko nie byłoby dla Ciebie choć odrobinę prostsze, gdybyś zaakceptowała fakt, że każdy kiedyś musi umrzeć?
Wieczne życie wydaje mi się być najgorszą rzeczą, jaka mogłaby nam się przytrafić.
Pytałem o zdanie Prometeusza, potwierdził. Przechodzący obok Żyd, pokiwał tylko potakująco głową.
Prometeusz padł ofiarą klątwy sił nadprzyrodzonych. Ale życie w dobrym zdrowiu, to mogłoby być fajne. Na pewno lepsze niż cierpienie kilka lat i do piachu...z punktu widzenia tu i teraz, bo po śmierci może być dużo fajniej, tylko nikt z nas tego nie wie.
@Dragomir: Nazywanie Zeusa siłą nadprzyrodzoną jest trochę nieortodoksyjne ale niech będzie.
Fajnie by było w dobrym zdrowiu żyć wiecznie, mówisz. Hmm, jak fajnie byłoby patrzeć jak ukochane osoby starzeją się, więdną i umierają? Kobiety, dzieci, wnuki. Jak żyć ze świadomością, że cokolwiek nie zrobisz, wcześniej czy później zostaniesz zawsze sam? Jakie emocje zrobią na tobie wrażenie, skoro przeżyłeś je wszystkie już tak wiele razy?
Dlaczego Answerus, mający przynajmniej perspektywę końca, jest przykładem odstraszającym?
Przy każdej ważnej rzeczy powinno się pomyśleć o tym co będzie potem i jeszcze później. Można tak uniknąć wejścia w piękne marzenie, które przerodzi się w przerażający koszmar.
Mamy niesamowite szczęście, że każdy z nas musi kiedyś umrzeć.
Wybrakowane coś to Twoje "szkiełko i oko". Może czas dopuścić do siebie myśl, że jest jeszcze coś poza tym, co widać. Przecież ludzkie oko odbiera jedynie wycinek z całej skali częstotliwości fal.
A może masz sny nie po to żeby czekać aż coś złego się wydarzy ale po to żeby w miarę możliwości zareagować żeby coś się jednak nie wydarzyło?
Zazwyczaj kiedy zmarli ukazywali się w snach to znaczy, że potrzebują modlitwy i zazwyczaj później mogli dać znak, że jest im lepiej. Wiem, że nie jesteś wierząca, ale spróbuj się pomodlić za dusze zmarłych i o ochronę dla swoich żyjących bliskich. Nic na prawdę nie stracisz. Spróbuj i obserwuj, co się będzie dziać później.
Kiedyś pisałam tu o ciężkich tygodniach po śmierci mojej mamy. Dopiero po latach zrozumiałam, że nie było we mnie zgody na jej śmierć... że wtedy nie umiałam zrobić tego, o czym piszesz Ty - żeby otoczyć zmarłą osobę dobrą myślą / obdarzyć spokojem (pomodlić się). Żeby pozwolić zmarłemu odejść w aurze miłości i wdzięczności za wspólne chwile.
Miałam z mamą trudną relację - po jej odejściu najpierw musiałam wszystko poukładać, zrozumieć, wybaczyć.
Gdy to nastąpiło - zniknęła przykra natarczywość snów i odczuć, a zostały tylko spokojne wspomnienia i pogodne sny.