#F0MPk
Tak więc jadę sobie ciesząc się z braku klaustrofobii, gdy na 3. piętrze dołącza do mnie małżeństwo w średnim wieku. Drzwi się zamknęły i jedziemy. Około 6. piętra zaczęłam czuć, jak w jelitach buzuje mi wczorajsza kolacja. Postanowiłam poczekać do końca i tam odpalić bombę, ale ciśnienie było coraz większe. W końcu nie wytrzymałam - czułam, że to będzie cichacz, więc uniosłam lekko jedną nogę i wypuściłam bezszelestnego truciciela. Smród był naprawdę ciężki do opisania. Wiecie, jak pachną zepsute jaja? Dodajcie do tego gówno i ścieki, pomnóżcie przez miliard, a otrzymacie 1/10 tamtego smrodu. Oczywiście para też go wyczuła. Babeczka zaczęła niuchać, aż wreszcie odezwała się do męża.
Babka: Marian!
Marian: O co chodzi?
B: No wiesz? Nie wstyd ci?
M: Ale o co ci chodzi?
B: (Prawdopodobnie chciała szeptać, ale jej nie wyszło) Takie smrody walić! Wstydziłbyś się! I to jeszcze przy ludziach!
M: Ale przecież ja nic nie zrobiłem!
B: Tak? A niby kto, pani?
M: Nie wiem, a może to ty?
B: Coo? Ja? No wiesz?! Wstydziłbyś się, tak innych oskarżać! Powinieneś sam się przyznać!
M: Ale ja nic nie zrobiłem!
B: No oczywiście, nic! Wstydziłbyś się tak kłamać... Mogłeś chociaż poczekać, aż wyjdziemy!
M: Ale ja...
B: Och, już nic nie mów.
Reszta drogi minęła w napiętej atmosferze. Parka wysiadła na 16. piętrze, więc potem mogłam jechać bez zahamowań. Żal mi tylko pana Mariana...
A wysiąść z tej windy się nie dało?