#E5GpP

Od małego miałem pewne małe marzenie. Otóż chciałem zostać żołnierzem. Nie ukrywałem tego i wszystkim dookoła (jeszcze jako dzieciak) mówiłem, że pójdę do wojska. W podstawówce jedyną zabawą dla mnie była zabawa w wojsko. Karabiny z patyków itp. itd. Lecz każdy patrzył na to moje zamiłowanie przez pryzmat dzieciństwa. Ale podstawówkę skończyłem, a moje marzenie rosło coraz bardziej. Uwielbiałem uczyć się o II wojnie światowej i bitwach żołnierza polskiego. Do tego ciągłe oglądanie "Kompanii braci" i coraz większe zainteresowanie wojskiem. Ludzie wtedy dookoła mówili "nie dasz rady", "za mały jesteś", "nie masz jaj". Zacząłem trenować właśnie pod tym kątem. Myślicie, że rodzina wspierała? Zapomnijcie.

Skończyło się gimnazjum i zaczęło się technikum. W technikum coraz mocniej chciałem wojska. Nie mogłem się doczekać wręcz. I wtedy pojawił się mały zwrot w moim życiu. Pojawiła się pewna dziewczyna, która na jakieś 2 lata wybiła mi wojsko z głowy. Po dwóch latach i skończeniu technikum plany odżyły. Ale tak podwójnie.

Zawziąłem się i pamiętam jak dziś, siedziałem w kebabie, sam, piłem piwo i jadłem kebaba. W TV leciał "Titanic". I wtedy zapadła ta wiążąca decyzja. Składam papiery na służbę przygotowawczą. Na drugi dzień pojechałem i złożyłem wszystko co było potrzebne. Już myślałem, że to spełnienie marzenia, ale to był dopiero początek. Początek początku.

Po 7 miesiącach i litrach wylanego potu dostałem się na Służbę Przygotowawczą. Ale służba się skończyła po 4 miesiącach, w momencie kiedy już czułem, że to to, co chcę robić w życiu na 100%. Ale procedura to procedura. Musiałem wrócić do cywila i zacząć starać się na nowo. Znów papiery, podpisanie kontraktu z NSR... Pierwsza rotacja i... kwalifikacje. WF zawsze na 5 zdany, ale co słyszałem? Nie ma etatów... Zjeździłem chyba z 7 jednostek. Za każdym razem to samo... Nie mamy etatów. Ale ci co znajomości mieli, to się dostali. Tak minęły kolejne 2 lata. W międzyczasie poznałem wspaniałą dziewczynę, która wspierała (wspiera nadal) w każdym momencie. Lecz ja utknąłem w martwym punkcie. Znajomi zaczęli się naśmiewać, teksty typu "a nie mówiłem, że za słaby jesteś? Nie chcą cię" i salwy śmiechu. Ale nie poddałem się. Pojechałem na kwalifikację do 6BDSz. Dostałem się. Służę i jestem z tego dumny. Teraz znajomych nie ma. Nie śmieją się, tylko szczęka im opadła, jak się dowiedzieli. I udają teraz, że nie znają mnie.

Czemu to piszę? Żebyście NIGDY nie dali sobie wmówić, że czegoś nie możecie, że w czymś jesteście za słabi. Po prostu walczcie do końca o swoje marzenia i o swoje szczęście. Zawsze do końca :)

PS Starałem się prawie 4 lata, ale warto było :D
Savard Odpowiedz

Dobra, ale czemu piszesz to na Anonimowych? Przecież opowiadasz to każdemu na żywo.

Kotniekot Odpowiedz

A to nie jest tak, że teraz do wojska biorą każdego kto stoi prosto i jest w stanie sam sobie nos z kataru wytrzeć?

ArabellaStrange

Chyba nie do armii zawodowej.

pojutrzebedziejutro Odpowiedz

Gratuluje wytrwalosci. Trzymaj sie dzielnie.

Nocturno Odpowiedz

Zastanawia mnie jedno i to nie tylko po tym wpisie. Skąd wy ludzie bierzecie takich znajomych? To jakieś masochistyczne upodobanie w otaczaniu się ludźmi co podcinają skrzydła? Jeszcze rozumiem, że zgodnie z przysłowiem rodziny się nie wybiera. Ale na znajomych mamy już wplyw

Dodaj anonimowe wyznanie