Duża część dzieciaków miała jakiegoś wymyślonego przyjaciela, który dotrzymywał im towarzystwa. Ja za to byłam wielką fanką rodziny Adamsów.
Wyobrażałam sobie, że w toalecie żyje dłoń. Nazywałam ją Panem Rączką i zawsze grzecznie się witałam, żeby mnie nie złapała za tyłek w czasie posiedzenia.
Na wakacjach oglądaliśmy z dzieciaki z domku obok szczęki. Starszyzna raczyła się przed domkiem wiadomymi trunkami. Musieli mieć niezapomniany wyraz twarzy,gdy przyszłam po tatę,żeby mi trzymał rękę,jak będę sikać,bo uwaga...zły rekin odgryzie mi dupsko. Biedny tata musiał ze mną chodzić do kibelka przez cały tydzień. Ot tak z wyznań kubełkowych.
A podawał chociaż papier jak się skończył?
Na wakacjach oglądaliśmy z dzieciaki z domku obok szczęki. Starszyzna raczyła się przed domkiem wiadomymi trunkami. Musieli mieć niezapomniany wyraz twarzy,gdy przyszłam po tatę,żeby mi trzymał rękę,jak będę sikać,bo uwaga...zły rekin odgryzie mi dupsko. Biedny tata musiał ze mną chodzić do kibelka przez cały tydzień. Ot tak z wyznań kubełkowych.
ja też uwielbiałam Rodzinę Addamsów, ale jakoś inaczej postrzegałam "Rączkę"... to chyba ze mną jest coś nie tak......