#6O7tj
Mama urodziła mnie dość późno, była już koło 40, a rodzeństwo mam o 15-20 lat starsze. Zawsze byłam bardzo blisko z wujkiem, praktycznie mnie wychował, bo rodzice chodzili do pracy, a wujek pracował na nocki, więc do południa się mną zajmował i dopiero jak rodzice wracali, to szedł spać. Zawsze siadałam mu na kolanach przy stole, nosił mnie na barana, bawił się ze mną, odbierał za szkoły, uczył jeździć na rowerze. Robił wszystko, co powinien robić ojciec. Teraz zaczęłam przypominać sobie różne sytuacje z dzieciństwa, kłótnie rodziców, to że nawet nie spali w jednym pokoju, to że mój „tata” nigdy tak naprawdę nie poświęcał mi uwagi, nie interesował się mną, nigdy nie mieliśmy tak bliskiej relacji, jaką ma z moim starszym rodzeństwem. Może tata wiedział od początku, że nie jestem jego biologiczną córką? A wujek wiedział, że jestem jego dzieckiem i tak mnie traktował? Może te 17 lat temu, gdy się urodziłam, a mentalność była jeszcze inna, bali się, że taka informacja może wywołać jakiś ostracyzm społeczny i ludzie będą krzywo patrzeć na naszą rodzinę? Teraz się wiele zmieniło, a informacja, że mama zostawił tatę dla jego brata na nikim nie zrobiła wrażenia. Nawet rodzice rozstali się w zgodzie i wciąż normalnie ze sobą rozmawiają. Wciąż spotykamy się wszyscy razem u dziadków, rodziców taty i wujka, na przykład na święta czy imieniny. Tata i wujek normalnie ze sobą rozmawiają, żartują, piją razem piwo, różnica jest tylko taka, że teraz mama siedzi obok wujka, a nie obok taty. Dziadkowie też nie mają problemu z tą dziwną zamianą miejsc, a wręcz wydają się tym wcale nie zdziwieni. Wszyscy się zachowują, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Ja przeprowadziłam się z mamą i wujkiem, tata mieszka sam, moje rodzeństwo odwiedza go często, ale ja bardzo rzadko. Nie umiemy ze sobą rozmawiać, nie mamy wspólnych tematów, panuje między nami sztywna atmosfera. Wciąż o wiele lepszy kontakt mam z wujkiem i zastanawiam się, czy nie zapytać go o to, czy to możliwe, że to on jest moim prawdziwym tatą. Bo wydaje mi się, że wszyscy w rodzinie o tym od dawna wiedzą, poza mną.
brzmi to bardzo prawdopodobnie, ja bym zapytala
Mogło tak być. Nie takie rzeczy się dzieją w rodzinach. Ale zanim zapytasz, moim zdaniem warto wcześniej trochę ich podejść. Nawiązać sprytnie do tematu w rozmowie, np wspominając o jakimś artykule z neta, gdzie ojcem dziecka okazał się inny mężczyzna. I powiedzieć lekkim tonem, że jako dziecko chciałabyś znać swojego prawdziwego tatę. Że dla Ciebie byłoby to ważne. Po czym zostawić ich z tym, niech sobie dojrzewają ze 2 tygodnie. Potem znów coś o tym napomknąć i znów zostawić temat.
Czemu tak? Bo rodzice wzięci z zaskoczenia mogą się odruchowo wyprzeć. W końcu (jeśli to prawda) to ukrywają przed Tobą fakty od 17 lat. A tak, pomalutku będziesz ich otwierać na to, że jesteś wystarczająco dojrzała do przyjęcia prawdy.
Chyba, że ufasz swoim rodzicom i wiesz, że Cię nie okłamią. Wówczas po prostu z nimi porozmawiaj bez zbędnych przygotowań.
A przy okazji - nie, 17 lat temu to nie były czasy, że za coś takiego groził ostracyzm i wypędzenie z miasta. To zabawne, jak młodym ludziom wydaje się, że kilkanaście lat temu świat wyglądał zupełnie inaczej. Jeździliśmy furmankami, mieliśmy mentalność chłopów pańszczyźnianych, nie było psychologów a terapia była zupełnie niedostępna, wszyscy chodziliśmy grzecznie do kościółka i klepaliśmy zdrowaśki, a na widok chłopa w sukience żegnaliśmy się i krzyczeliśmy: precz, nieczysty! Po czym goniliśmy go z widłami w garściach. ;-))
Przyczepię się do ostatniego wątku :) pochodzę ze wsi, na której taka sytuacja, że ojcem dziecka okazałby się szwagier matki, nie przeszłaby bez echa i to nie tylko 17 lat temu, ale i teraz. Może nikt by ich zaraz ze wsi widłami nie wygonił, ale gadaliby o nich wszyscy, a niewykluczone, że i ksiądz z ambony coś tam by wspomniał. Ot, urok małej, hermetycznej wioski.
A skąd to wiem? Ano stąd, że podobna rzecz się u mnie w wiosce jakiś czas temu wydarzyła i ci ludzie musieli się wyprowadzić, bo życia nie mieli. Dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji, że ich sklepowa obsłużyć nie chciała, a mamy tylko jeden sklep. Ludzie im jajami dom obrzucali. I też by mi ciężko w to było uwierzyć, gdybym nie widziała tego na własne oczy.
No i inna sprawa, że nawet jeśli nic by im nie groziło ze strony sąsiadów, to wciąż mogli zwyczajnie myśleć, że będzie inaczej.
No i jeszcze tak tylko dodam, że nawet jeśli
Nie wiem co mi się tam wydarzyło na końcu komentarza, chyba chciałam dwa razy to samo napisać xD
elbatory
Ja mieszkam w Trójmieście, w dodatku w ogromnym blokowisku. Moi sąsiedzi parę lat się do mnie nie odzywali i odwracali plecami na klatce, bo ktoś rozpuścił wyssaną z dupy plotkę, że jestem lesbijką. W dodatku ostrzegali moje koleżanki, żeby się ze mną nie zadawały (widocznie lesbijstwo jest zaraźliwe. Jak grypa).
To prawda, że tak się dzieje. Ale ludzie gadają o wszystkim i o wszystkich. Każdego zjadą z góry na dół. A jak nie mają do czego się przyczepić, to zawsze sobie coś wymyślą. Fantazja znudzonych, pustych, zakompleksionych ludzi jest nieskończona. Jakież ja niestworzone historie już słyszałam na swój temat... Pod tym względem nic się nie zmieniło przez ostatnie dziesięciolecia, i pewnie długo jeszcze nic się nie zmieni.
Zatem tak, gadać by gadali, prosta sprawa. Ale dokładnie tak samo gadaliby 17 lat temu jak gadają teraz. Bo i teraz każdy z okolicy obrobił dupska rodzinie autorki. To mamy jak w banku. Ludzie z wypiekami na twarzy sobie opowiadają, jak to baba zostawiła chłopa dla jego brata. Ho ho! Kto to widział takie rzeczy?! Sodomia i gomoria, panie!
A ten dzieciak to pewnie też brata, ona zawsze na tego brata inaczej patrzyła. No i młoda to wcale do ojca niepodobna. A wie pan, pani Kaziu, że ona tak z nimi dwoma naraz? A teraz się pokłócili, o pieniądze poszło, to się rozstali. Ludzie, co to się wyprawia...
Itd.
Jednak na widły nikt ich za to nie nadzieje. I 17 lat temu też by nie nadział. Ostracyzm byłby taki sam, jak teraz.
Ale autorka nie napisała nic o żadnych widłach. Napisała natomiast, że teraz ta informacja nie zrobiła na nikim wrażenia i ja to zrozumiałam tak, że o tych sąsiadów tutaj chodzi (bo to zdanie pojawiło się zaraz po wspomnieniu o ewentualnym ostracyzmie ze strony ludzi). I jak najbardziej 17 lat temu mogli się obawiać opinii publicznej, a teraz, widząc jak świat się zmienia, mieć to po prostu gdzieś. Nie uważam, żeby w tym aspekcie autorka jakoś przesadziła.
Ale autorka nie napisała nic o żadnych widłach. Napisała natomiast, że teraz ta informacja nie zrobiła na nikim wrażenia i ja to zrozumiałam tak, że o tych sąsiadów tutaj chodzi (bo to zdanie pojawiło się zaraz po wspomnieniu o ewentualnym ostracyzmie ze strony ludzi). I jak najbardziej 17 lat temu mogli się obawiać opinii publicznej, a teraz, widząc jak świat się zmienia, mieć to po prostu gdzieś. Nie uważam, żeby w tym aspekcie autorka jakoś przesadziła.
elbatory
Jasne, że autorka nie pisała o widłach. To moje żartobliwe określenie na skrajny ostracyzm, którego boją się ludzie. I według autorki, 17 lat temu mogli obawiać się jej rodzice.
I tak, może być jak napisałaś. Że wtedy się bali a dziś już nie. Bo dla nich świat się zmienił i dziś już nic im nie grozi.
Ani my dwie, ani autorka nie wiemy, co kieruje jej rodzicami. I nie o to mi chodziło.
Mnie bawi perspektywa młodych ludzi, dla których te naście to gigantyczny kawał czasu. :) Podczas którego w świadomości ludzi zaszły tak potężne zmiany, że to, co wcześniej było piętnowane, nagle stało się akceptowane.
No nie, to tak nie działa. Nawet, jeśli zmiany zostaną odgórnie narzucone, potrzeba dużo więcej czasu na wykształcenie prawdziwej tolerancji dla tego, co wcześniej było społecznie odrzucane. Ludzka mentalność nie zmienia się aż tak szybko. Według mnie, potrzeba co najmniej dwóch pokoleń, by w społeczeństwie wygasły dawne przesądy i osądy.
Jednak z punktu widzenia młodego człowieka, 17 lat to cała epoka. I to jest właśnie urocze i zabawne. Przynajmniej dla mnie, gdy dziś patrzę na samą siebie, która w wieku nastu lat tak samo postrzegała świat. :) Mi też się wtedy wydawało, że podczas kilkunastu lat mojego życia w świecie zaszły niesamowite zmiany i teraz ludzie są już zupełnie inni. Dziś, z perspektywy paru ładnych dekad, widzę jaka to była bzdura. Ludzie wyglądają inaczej, ale wewnątrz wciąż noszą uprzedzenia i potrzebę osądzania jak dawniej. Tu wciąż nic się nie zmieniło.
A ja widzę zupełnie coś odmiennego. Świat pędzi do przodu, ludzka mentalność zmienia się z pokolenia na pokolenie, a 17 lat to praktycznie całe pokolenie. Osoby, które wtedy były w wieku najmocniej oceniającym takie rzeczy, czyli powiedzmy 60-80 lat, teraz albo nie żyją, albo są na tyle starzy, że ich zdanie mało kto bierze pod uwagę. Ja widzę ogromną zmianę choćby u moich rodziców, czy rodziców moich znajomych, różnica w ich mentalności pomiędzy teraz a 10-20 lat temu jest gigantyczna. I oczywiście, że nie wszyscy się zmieniają, wiele ludzi wciąż tkwi mentalnie w średniowieczu (podałam przypadek mojej rodzinnej wioski) i z niego już nigdy nie wyjdą, ale z moich obserwacji wynika, że jednak WIĘKSZOŚĆ osób się zmienia. I to nie tylko u nas, ale ogólnie. Sporo podróżuję po świecie i naprawdę z zachwytem patrzę na te zmiany. Byłam na przykład w Arabii Saudyskiej, spotkałam tam wielu cudownych ludzi, którzy coraz częściej na luzie traktują swoją kulturę i panujące tam zasady. Zapraszali mnie do stołu, mężczyźni nie mieli problemu z tym, że jestem kobietą, nie zakrywam się i jem z nimi z jednego talerza (co jeszcze 5-10 lat temu było tam nie do pomyślenia, a starsze pokolenia wciąż na to krzywo patrzą).
Dobrych ludzi naprawdę jest więcej, niż tych złych czy ignorantów. Większość ludzi jest otwarta, przyjazna i mająca gdzieś, jak kto żyje. I to się właśnie zmieniło na plus przez ostatnie 10-20 lat. Problem w tym, że ta druga grupa, choć mniejsza, to krzyczy głośniej, dlatego może się wydawać, że to oni przeważają.
elbatory
No to cudownie, że tak widzisz świat. Ja mam odmienne refleksje. Owszem, świat pędzi, i to na złamanie karku. Ale niestety nie w tę stronę, która zmierza do otwartości i miłości bliźniego. I jakkolwiek ja pierwsza będę krzyczeć, że w większość ludzi jest dobra i kochająca z natury, to w ciągu mojego życia widzę zmiany w społeczeństwie, które mną wręcz wstrząsają. Choć zgadzam się ze wszystkimi przykładami, które wypisałaś, to ogólnie widzę teraz tyle przemocy słownej, tyle agresji, nienawiści, obłudy wśród ludzi, że mnie to aż przeraża. 30 lat temu to, co dzieje się teraz na co dzień w necie czy na ulicy, byłoby nie do pomyślenia.
Ale jak wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Każdy z nas ma inne postrzeganie rzeczywistości i inne doświadczenia, dlatego moja prawda zawsze będzie mojsza. ;-)
Dobrego wieczoru.