#6BV3H
Pojechałam odebrać dziecko ze szkoły.
Stałam w korku na trasie koło 45 minut, bo było zwężenie, zamknięty pas etc. Żadnej toalety. Żadnych sensownych krzaków. Brak pobocza.
Dojeżdżam do szkoły. Ledwo wychodzę, tak mnie ciśnie na łazienkę. Pani w szkole mówi, że nie mogę skorzystać z łazienki, bo mają taką politykę. Ustawa Kamilka i te sprawy. I że za rogiem jest kawiarnia. Ja nalegam. Pani twarda jak biceps Pudziana.
Wychodzę. Szukam kawiarni. Zamknięta! Sprawdzam park. Nie ma nawet toi toia. Nie ma krzaczków. Nic nie ma. Ja już ledwo wytrzymuję. Weszłam do samochodu z myślą, że może gdzieś pojadę, ale każda sekunda groziła katastrofą. I wtedy zobaczyłam zostawione pudełko śniadaniowe...
Z tyłu mam przyciemniane szyby.
Przeszłam na tył i wysikałam się do pudełka. Potem dyskretnie wylałam zawartość przy koszu na śmieci.
A pudełko wywaliłam.
Taka historia. Nawet mężowi nie powiedziałam.
Pani w szkole powinna odpowiadać za poświadczenie nieprawdy co do okoliczności mającej znaczenie prawne - już chyba z 10 lat jest wyrok SN, że pozbawienie możliwości zrealizowania rzeczonej czynności fizjologicznej, zwłaszcza jeśli to pozbawienie dotyczy osoby chorej lub mającej problemy z przyczyn fizjologicznych (wiek) albo może doprowadzić do zniszczenia mienia (odzież) i publicznego zawstydzenia - jest łamaniem praw człowieka i konstytucyjnie chronionej godności człowieka.
Podziękuj temu, kto chce być prezydentem.
Ale niby za co? Ustawa Kamilka nie zabrania wstępu na teren szkoły ani korzystania z toalet przez rodziców. To są indywidualne ustalenia szkół, co nie dziwi, gdy spojrzy się na to, jakimi świniami potrafią być ludzie.
A brak publicznych toalet to bolączka całej Polski, więc tu też nie ma co dziękować.
@Kukis
Jest taki przepis?
@ohlala
1) za korki
2) za brak toalet
Jakby akcja działa się w innym mieście, to autorka mogła by mieć pretensję do tamtejszych włodarzy.
W Warszawie w niektórych szkołach mamy trzy zmiany. Moja córka nie kończy lekcji przed 16.20.
ja bym miał wywalone w "taką politykę" i wszedłbym do kibla. Bo niby co, weszłaby tam za mną i mnie wyrzuciła? XD
Niestety aby wejść do szkoły trzeba otworzyć drzwi, które są na domofon. Dziecko wywołuje się ze szkoły za pomocą domofonu. Musiałam powiedzieć pani że chce do toalety. Mogłabym się włamać na chams jakby jakieś dziecko wychodziło.
Współczuję.
Ale mnie irytuje to zasłanianie się ustawami bez podstaw, takie dupokryjki i wygodnictwo.
Ustawa „Kamilka” poza tym, że niewiele zmienia w problemie, jego rozpoznaniu, a głównie uprzykrza życie, nie ma nic do załatwiania potrzeb fizjologicznych na terenie szkoły.
Niemiła ta pani ze szkoły.
Przecież nic takiego się nie stało bo nic nikomu nie zniszczyłaś ani nikt się nie nabrał że w pudełku jest sok cytrynowy. Inna sprawa dlaczego siedziałaś i gadałaś wiedząc że masz jechać po dziecko niepewną trasą. To tutaj nauczyciele mogli mieć problem a nie z toaletą. Bo co ma zrobić nauczyciel jak rodzic miał odebrać dziecko a się godzinę spóźnia? Niby to nie przedszkolak ale problemów narobić sobie można.
Zależy od wieku dziecka. Czasem po prostu rodzice je odbierają, bo mogą albo daleko, a nie że nauczyciele specjalnie z tym dzieckiem czekają. A skoro autorka o spóźnieniu (i odebraniu tego dziecka) nie wspomina, to najwyraźniej siedzenie, gadanie i korek był wliczony w czas trasy.
Córka miała lekcje do 16.20. ze spotkania wyszłam 15.30. trasa teoretycznie na 30min. W praktyce spędziłam w aucie niemal godzinę. Świetlica otwarta do 17.30. nie było szansy na spóźnienie po dziecko, tylko na wwieeeelka plamę.