Historia tak trywialna, że wstyd ją opisać nawet anonimowo – partner oszukał mnie na pieniądze. Zadłużył się na setki tysięcy złotych, sprawa wyszła na jaw, gdy mieliśmy już dzieci. Nie chciałam odbierać dzieciom beztroskiego dzieciństwa, relacja przetrwała. Utrzymuję wszystkich, partner spłaca długi. Cała sytuacja zniszczyła we mnie jakiekolwiek uczucia względem niego. Nie chcę odchodzić, nie sądzę, żeby zmieniło to cokolwiek na lepsze. Boję się napiętnowania, będąc samotną matką. Nie umiałabym zbudować innej relacji. Dzieci wyjechały na wakacje, a ja zrozumiałam, że bez nich nie mam najbliższej rodziny, a gdy dorosną, zostanę z człowiekiem, na którego trudno mi patrzeć. Chyba że się rozejdziemy, gdy on spłaci długi, a ja się zestarzeję. Tkwię i usiłuję wierzyć, że kiedyś odnajdę odwagę i wyobraźnię, by coś zmienić. Czuję się bardzo samotna.
Dodaj anonimowe wyznanie
Opowiem Ci rodzinną historię. Moj dziadek był przemocowym gnojem - szczegółów nie znam, bardzo mnie przed nimi chroniono, dość powiedzieć, że ani moja mama ani jej siostra nigdy mu nie wybaczyły (a próbował przepraszać) i nie utrzymują z nim kontaktu. Moja babcia żyła z nim długo, "bo dzieci". Jak dzieci dorosły, w końcu się z nim rozwiodła. Wiele lat później ja przyprowadziłam do domu mojego obecnego męża - rozwodnika z małym dzieckiem z byłego małżeństwa. Babcia była bardzo źle nastawiona, mówiła, że tak nie można, krzywda tego małego dziecka, itd. Przenosimy się jakieś 3 lata wprzód, czyli do czasów dzisiejszych. Mąż ma dobry kontakt z dzieckiem, ja jeszcze lepszy (taki etap, że lgnie bardziej do kobiet), z byłą żoną dogaduje się poprawnie, odkąd ograniczyli po rozwodzie kontakt do rozmów tylko o dziecku. Wcześniej nieustannie się żarli. Moja babcia dziś mówi, że mogła się rozwieść wcześniej, że bez sensu było w tym tkwić, że w sumie nawet dzieci jej mówiły, żeby go wcześniej zostawiła. Model zostawania w nieszczęśliwej relacji "dla dzieci" wyszedł "z mody", bo po prostu nie działa i powie Ci to każdy psycholog. Dzieci będą szczęśliwsze z rodzicami, którzy są osobno, ale przynajmniej się nawzajem nie unieszczesliwiaja - bo dzieci to widzą, niezależnie od tego jak bardzo się starasz tego nie pokazywać. Zrób sobie i dzieciom przysługę i zostaw gościa. Niech płaci alimenty, opiekuje się dziećmi, w jakim trybie może, ale Ty już nie marnuje na niego życia. Zmarnowalas dość, a drugiej szansy nie będzie. Musisz też trochę myśleć o sobie.
Dodam jeszcze że dzieci uczą się relacji międzyludzkim w tym tych związanych ze związkami właśnie od rodziców i robi to podświadomie. Wychowywanie się w rodzinie w którym rodzice są między sobą opryskliwi, nie odzywają się czy ciągle się kłócą buduje w umysle dziecka podświadomy obraz "to normalne w związku" i albo sami potem nie zauważą że trafią do tak samo nieszczęśliwego związku/sami taki związek zbudują, czy też nie będą potrafiły zawiązać relacji która nie będzie tak wyglądała bo dla nich "naturalny" związek to taki w którym obie strony się żrą.
Oczywiście w wielu przypadkach da się z takiego myślenia wyjść czy to przy odpowiednim poziomie świadomości czy wsparcia specjalisty/partnera(ki), ale to są jednak lata "indoktrynacji" które nie jest łatwo wyplenić.
No dobrze, ale jakby się rozwiodła to też nauczyłaby dzieci, że związki się "po prostu" same rozpadają, więc rozwody są ok. I jak taki dorosły już człowiek ma być szczęśliwy, myśląc, że nikomu na tym świecie nie można zaufać, bo z dnia na dzień może go zostawić?
I wiem, że zaraz tu wlecą osoby mówiące, że szczęścia nie można w ogóle opierać na innych rzeczach/osobach tylko na samym sobie; i niby może trochę tak jest, ale w praktyce to jednak człowiek potrzebuje rodziny, w której będzie się czuć kochanym i czuć się w tej rodzinie bezpiecznie (czyli nie bać się, że zaraz rodzina się rozpadnie i najwyżej będzie "nowa rodzina" – raczej na kilka lat, a potem kolejna...)
Jeśli chodzi konkretnie o to wyznanie, to wcale nie twierdzę, że Autorka nie powinna się z nim rozstać, bo tam od początku nie ma mowy o zaufaniu, skoro jej nie powiedział o długach (i np. nawet gdyby byli katolickim małżeństwem to Kościół zgadziłby się na unieważnienie małżeństwa; ale wiem, nie są).
Mój poprzedni komentarz raczej odnosi się raczej do zasady, że jak jest kryzys w związku to trzeba się od razu rozstać zamiast to ratować. A dorośli ludzie powinni raczej być w stanie chociaż odnosić się do siebie z szacunkiem i tworzyć, może nie szczęśliwą, ale na pewno nie patologiczną rodzinę.
Ale kto mówi o rozstawianiu się zamiast naprawiać w przypadku jakiegokolwiek kryzysu? Sama piszesz, że w przypadku autorki rozstanie jest uzasadnione. Czy rozwodem nauczy dziecko, że nikomu nie można ufać? Nie, nauczy je, że należy się szanować, stawiać granicę i jeśli ktoś Cię oszukuje, to odchodzisz. Może wejdzie w inny, szczęśliwszy związek i to ten związek będzie dla dziecka wzorcem. Na pewno dobrze nauczyć dziecko, że lepiej być samemu niż w kiepskim związku.
Dodam że na pewno warto nauczyć dziecko że nie warto być w związku w którym nie ma miłości.
Nie masz obowiązku być bankomatem swojego partnera. Jak nie macie ślubu, to sprawa jest prostsza - nie masz obowiązku spłacać jego długów. Uważam, że powinien ponosić konsekwencje swoich czynów i wypić piwo, którego nawarzył (nie: naważył). xD To, że spłacasz jego długi, nie znaczy, że finalnie okaże jakąkolwiek wdzięczność albo że nie będzie Cię kiedyś zdradzał. Za ileś lat może odejść do innej i zostaniesz z niczym, no, może oprócz poczucia krzywdy i wykorzystania. Co do siedzenia z partnerem dla dzieci, to uważam to za niezbyt dobry pomysł. Mają rację inni piszący. Moja mama długo nie odchodziła od mojego ojca z kilku względów, między innymi chciała, żebym miała ojca i pełną rodzinę. A on traktował ją coraz gorzej. W końcu doszło do tego, że próbowałam ją bronić od jego przemocy - różnego rodzaju, choć nie było to codziennie. Już w wieku 10 lat chciałam, żebyśmy się od niego wyprowadziły. Liczyłam, że znajdzie innego męża i będzie mieć z nim drugie dziecko - mama chciała je mieć, ale ojciec nie chciał, a ja marzyłam o rodzeństwie. Wyobrażałam sobie, że domniemanego ojczyma mogłabym traktować jak ojca. Wyprowadziłyśmy się dopiero, gdy byłam po maturze. Mama weszła w inny związek, ale on po kilku latach się rozpadł. Znowu nieodpowiedni człowiek. Gdyby wyprowadziła się od mojego ojca wcześniej, może poznałaby kogoś sensownego.
Jeśli się łudzisz, że dzieci są ślepe i nie widzą atmosfery w domu i tego, że między Wami nie ma miłości to się mylisz.
Ty nie dajesz dzieciom beztroskiego dzieciństwa. Ty je uczysz, że mają żyć w złym związku, bez miłości i się zamęczać na co dzień, bo dzieci z domu wynoszą wzór związku. Wy na co dzień uczycie dzieci jak wygląda związek i miłość i tego dokładnie będą szukać jak będą dorastać w związkach. Czyli realnie wychowujesz swoje dzieci żeby tkwiły w nieszczęśliwych związkach. Potem takie osoby się męczą i nie rozumieją czemu inni są szczęśliwi a one nie a to właśnie te wdrukowane wzorce.
Już nie mówiąc o tym, że nie masz żadnej gwarancji, że ten facet nie narobi kolejnych długów skoro wie, że Ty go utrzymasz. Przecież skoro Ty go utrzymujesz, kupujesz mu jedzenie, płacisz cały czynsz itp. to to są pieniądze, które mogłabyś odkładać na przyszłość swoją i swoich dzieci.
A czy Wy w ogóle jesteście małżeństwem? Bo powinnaś porozmawiać z prawnikiem żebyś jeszcze za jego długi nie odpowiadała przy wspólnocie. Żeby facetowi nie przyszło do głowy uciec i Ciebie z długami zostawić.
Tak samo pilnuj płacenia za mieszkanie, bo jeśli jest na niego i dajesz mu pieniądze na opłacenie mieszkania do ręki a jesteś wpisana jako zamieszkała to jeśli on nie opłaca tego mieszkania to Ty będziesz odpowiadała za wszelkie długi na mieszkaniu.
Bardzo bliska mi osoba wyszła za mąż za hazardzistę. Nie wiedziała o jego problemie, wiedziała tylko o kredycie 10k, co było dla niej akceptowalne. Gdy była w drugiej ciąży - albo krótko po porodzie - zaczęły się dziwne rzeczy dziać. Znikały jej pieniądze, które później znajdowała w innych miejscach. Ktoś wziął na nią chwilówkę. Potem ze wspólnego konta zniknęło 20k. W skrócie, gościu był hazardzistą, który każdy grosz przepuszczał, "bo przecież się odkujemy". Gdy go z domu wyrzuciła to przyszedł i ją okradł. Ostatecznie się z nim rozwiodła, sama mówi, że gdyby nie dzieci to możliwe że by została by go ratować. A tak chciała im zapewnić stabilne życie.
Wyrzucić go miała prawo z domu dopiero po rozwodzie. Nie powinno ani się być z kimś ani się z kimś rozstać dla kogoś innego niż dla siebie.
Skoro brak piętna samotnej matki jest dla ciebie ważniejsze, niż szczęście twoje o twoich dzieci, to gratuluję priorytetów. Bo tak, dzieci to widzą i czują.
Dzieciństwo z nieszczęśliwą matką na pewno nie było dla nich beztroskie. Robisz błąd za błędem w myśleniu najpierw nie chcąc się rozstać by dzieci były beztroskie a potem by nie być napiętnowaną jako samotna matka. W ogóle twe myślenie jest bez sensu bo ponoć postanowiłaś być z partnerem dla dzieci a myślisz że będziesz z nim dalej gdy będą dorosłe a potem stwierdzasz że może być inaczej gdy spłacisz jego długi z czego wynika że jesteś z nim nie dla dzieci lecz po to by spłacić jego długi. Dziwne to. Może jednak ci na nim zależy wbrew temu co piszesz i dlatego chcesz spłacić jego długi. Zastanów się o co ci naprawdę chodzi.
Uważasz, że bycie nieszczęśliwa z nim w związku jest lepsze od bycia sama? Twoje dzieci przecież wyczuwają te emocje, czemu im to fundujesz?
Zawalcz o siebie i swoje szczęście!
typical baba:
on utrzymuje wszystkich i jest bankomatem - spoko xd
ona utrzymuje rodzinę - "o Boże ale mi źle, jestem samotna, nie kocham go"
XD
btw, oszukał Cię? tzn co, okradł czy jak, bo skoro się zadłużył to chyba nie u Ciebie...