Pewnego świątecznego dnia, sfrustrowana świętami u wujka, poszłam na spacer. Wkurzyłam się wtedy na brata, bo mi dokuczał. Szłam przez park, aż doszłam do mostu i rzeki. Weszłam na niego i zatraciłam się w myśleniu. W pewnym momencie zobaczyłam ją. Młodą dziewczynę, na oko 20 lat, spoglądającą w dół na rzekę. W pewnym momencie po prostu przelazła przez barierkę. Podbiegłam do niej i zapytałam, czy wie, że to niebezpieczne. Powiedziała smutno, że jest w 7 miesiącu, że nosi dziecko z gwałtu dokonanego przez wujka, że nikt jej nie wierzy, wszyscy każą urodzić i wychować. Że dziecka nienawidzi, że chciałaby bić się po brzuchu, aż zabije ten kazirodczy płód, że wszystkie koleżanki i chłopak się od niej odwróciły, że ma 16 lat i nie może się wyprowadzić. Ostatnie zdania wypłakiwała mi prosto w twarz. Byłam zbyt zszokowana, żeby się odezwać. „Bądź przy mnie. Chociaż ty bądź przy mnie”. I skoczyła. Dalej słabo pamiętam, ale pobiegłam kogoś poszukać. Była karetka, psycholog, policja i reszta.
Miałam 10 lat.
Jutro mija 7 lat od jej śmierci. Idę się za nią pomodlić. Nie znałam nikogo w tej wsi i już nigdy więcej tam nie jechałam, bo mama bała się, że złe wspomnienia wrócą. Czasem śni mi się jeszcze, jak wypluwa słowa o nienawiści do dziecka, a potem spada.
Dodaj anonimowe wyznanie
Tę historię powinien przeczytać każdy kto chciałby zakazu aborcji z gwałtu, bo ,,Dziecko nie jest niczemu winne!". No nie jest, ale tak samo zgwałcona nie jest winna (a tutaj ofiarą gwałtu także było dziecko, no ale już urodzone i w dodatku duże, a jak wiadomo ,,pro life" dzieci obchodzą dopóki są w brzuchu) i nie należy jej zmuszać do donoszenia owocu gwałtu (a tu jeszcze ,,rodzina" (cudzysłów celowo, bo takich nie można nazwać rodziną, mam nadzieję że oni i wszyscy, którzy jej nie uwierzyli i chcieli ją zmusić do urodzenia i wychowania, być może chorego dziecka, bo z kazirodztwa (choć może wtedy by w końcu jej uwierzyli, o ile w ogóle jej rodzice pozwoliliby zbadać dziecko, bo jednak to oni byliby prawnymi opiekunami, bo ona nieletnia), przy czym pewnie nawet by jej nie pomagali, bo ,,puściłaś się to masz!", do końca życia albo i dłużej będą zżerani wyrzutami sumienia, choć pewnie bardziej prawdopodobne jest, że ją obwiniają, że przyniosła im wstyd samobójstwem), bo to nie jest karanie płodu za czyn gwałciciela. Zmuszanie do urodzenia to jest karanie ofiary i dziecka z gwałtu. Ta dziewczyna jakby dali jej usunąć ciążę i wysłali na terapię, mogłaby być dzisiaj żoną i matką CHCIANYCH dzieci. A jakby urodziła to dziecko z gwałtu, to z dużym prawdopodobieństwem by się nad nim znęcała (nie to, że to że jest z gwałtu by ją w tym usprawiedliwiało), a przynajmniej dawałaby mu jasno do zrozumienia, że go nienawidzi. I byłoby kolejne straumatyzowane dziecko, bo ,,aborcja to zło hurr durr!". A nawet jakby jakimś cudem dziewczyna pokochała dziecko i nigdy by mu nie wspomniała, że jest z gwałtu, to ono mogłoby się i tak jakoś o tym dowiedzieć i też trauma gotowa.
W pełni się zgadzam. Aborcja z gwałtu w Polsce jest legalna, ale w rzeczywistości procedury są praktycznie nie do pokonania, albo ofiary mimo legalności, w rzeczywistości nie mają do niej dostępu. Statystyka jest taka, że takich aborcji w Polsce wykonuje się pojedyncze sztuki albo wcale.
To straszne na prawdę. Dobrze, że modlisz się za jej duszę, ja też się pomodlę i każdego do tego z całego serca zachęcam.
Mam nadzieję że powiedziałaś to tym ratownikom, myślę że tak skoro pamiętasz te słowa dokładnie. Liczę na to że dowiedzieli się o gwałcie i że zrobili badanie dna wujaszkowi a ten odpowiedział za to karnie
szyte grubymi nićmi trochę, kolejna historia o tym jak 'aborcja ratuje zycie' ....