#2xCo8

Mentalność nauczycielek.

Moja matka to chyba najbardziej niezorganizowana, nieodpowiedzialna, leniwa osoba na świecie. Nic jej nie pasuje, każdy chce jej na złość robić. Praca to zło, pensja za mała... .
Pozwólcie, że Wam opowiem, jak naprawdę wygląda ten „brak czasu na cokolwiek”, „niskie pensje” czy „brak wakacji i urlopów”, o których tak głośno narzekano podczas strajków.

Matka zawsze miała w pracy jeden dzień rzeczywiście zawalony, wychodziła o 7, wracała o 16. Co prawda miała w tym czasie ze 2 okienka, ale resztę rzeczywiście przy tablicy. Resztę tygodnia szła na 9-10, kończyła o 12-13 (z okienkiem). Często jeden dzień miała całkiem wolny. Wracając o 12 piła kawkę i do godziny 16 zwlekała na narzekaniu. Na wszystko. Mnie, brata, męża, pracę, cokolwiek. Potem była zmęczona i szła na spacer albo obejrzeć serial. Obiad jak już był, to na 2-3 dni, a i tak najczęściej gotowała, sprzątała i zajmowała się nami mieszkająca z nami babcia. W sumie to bardziej babcia jest naszą mamą.

Potem ok. 18 przypominała sobie o mnie/bracie. Sprawdzała, czy odrobiłam lekcje, powrzeszczała o byle co, poprzypominała mi, że jestem taka jak jej uczniowie i już była godzina 20. Wtedy włączał jej się agresor, bo przecież ona taka zmęczona, cały dzień pracowała, a te niewdzięczne bachory (wstaw dowolny narzek). I szła poprawiać kartkówki. Zajmowało jej to godzinę. A przynajmniej tyle powinno, bo wstawała ze 4 razy, żeby się „odstresować”.

Czego uczyła? Przyrody. Czyli po dwa sprawdziany na klasę w semestrze (najczęściej ABC) i ocena z odpowiedzi. Jak były jakieś konkursy, to dyro tak je dzielił, żeby każdy coś dostawał, więc też miała „dodatek” raz, max dwa razy do roku posiedzieć, poprawić czy coś. A i tak konkursy były najczęściej w godzinach pracy, więc jej klasa miała w tym czasie zastępstwo.

Poza tymi etatowymi godzinami raz na ok. 2 miesiące szła na wywiadówkę (nie była wychowawcą, więc musiała tylko odsiedzieć godzinkę), był raz czy dwa razy kiermasz charytatywny i tyle. W wakacje były dwie konferencje do odsiedzenia i pod koniec sierpnia dwa dni przy ewentualnych poprawkach (jeśli takowe były), a w podstawówce to raczej się rzadko zdarzało. Konspekty z roku na rok były te same, ewentualnie jakieś poprawki na max 2h - zmienić nagłówek, jakieś dwa zdania, klasę, wydrukować, podpisać. A i tak były o to fochy i narzekanie. Co do arkuszy ocen, to nie pamiętam dokładnie, ale nie była wychowawcą, więc wpisywała tylko oceny w swoją rubrykę. I CHYBA tyle.
Elektroniczne dzienniki weszły jakoś ok. 2 lata przed jej emeryturą, ale o dziwo ogarnęła szybko i z tym nie było problemu.

Teraz jest na emeryturze. I narzeka dalej.
Pfffbleble Odpowiedz

Też jestem córką nauczycielki i pracę mojej mamy wspominam diametralnie inaczej. Mama żyła swoimi uczniami, każdego traktowała indywidualnie, mogła opowiadać o nich godzinami. Edukowala często też rodziców. Owszem w szkole nie była długo, potem spędzała czas z nami, a po nocach siedziała sprawdzała prace, szykowała pomoce, w czasach kiedy nie było drukarek używała kalek. Robiła piękne ozdoby do klasy, jeździła z dziećmi na łyżwach, uczyła grać na flecie. Później korzystała z pomocy swoich dzieci, żeby urozmaicić przedstawienia, szukała inspiracji na YT do figur tanecznych. Po pogrzebie właścicielka restauracji przycmentarnej powiedziała, że w życiu nie widziała tylu ludzi na pogrzebie.

krux7735

Bo ona była prawdziwym nauczycielem z powołania, a osoba opisana w wyznaniu powyżej to co najwyżej pracowała w zawodzie.

anonimowe6692

Tacy nauczyciele jak Twoja mama stanowią jakieś parę procent tego zawodu

MaryL2 Odpowiedz

Też tak to trochę widzę. Niektórzy nauczyciele rzeczywiście powinni zarabiać znacznie więcej. Bo prowadzą ciekawe lekcje, przygotowują do konkursów, organizują zajęcia pozalekcyjne, wycieczki. A nie podwyżki dla wszystkich, gdzie cała masa nauczycieli opowiada na lekcji swoje prywatne historie, każe przepisywać podręcznik a nie raz wywołuje w dzieciach traumy.

Najśmieszniejsze są powody jakie podają. Na przykład „my wcale nie mamy 2 miesięcy wakacji! Musimy chodzić na rady, inni jeżdżą z dzieciakami na wakacje a my siedzimy w szkole” - proszę państwa, wszyscy ludzie latem pracują, i to w normalnym wymiarze godzinowym. Masa ludzi pracuje na zleceniu, b2b i w ogóle nie mają płatnych urlopów. A nawet jeśli ktoś jest na UOP to też często nie może wziąć urlopu w okresie wakacyjnym. Wszystkie te argumenty jak nauczycielom źle w zasadzie dotyczą większości zawodów.

Shift

Z tego co zauważyłem to nauczyciele nie skarżą się że im jest źle, tylko że wcale nie jest tak dobrze jak się wielu osobom wydaje.

MaryL2

Oj, nie powiedziałabym. Bardzo często ma to taką formę „a bo taka pani co pracuje w biurze, to po 16:00 jak wróci z pracy to ma wolne, a my musimy sprawdziany sprawdzać i nikt nam za to dodatkowo nie płaci!”. Ma to formę porównywania się do innych i przekonywania, że w zawodzie nauczyciela jest najgorzej, umniejszania pracy innych. A nie obalania mitów. Zreszta widać to w wyznaniu. Ja nie uważam, że zawód nauczyciela ma same zalety, ja bym go nie wybrała z kilku powodów. Ale te uciążliwości na które najczęściej wskazują nauczyciele dotyczą większości zawodów, często w dużo większym nasileniu. Co pokazuje oderwanie od rzeczywistości i roszczeniowość.

Trochę tak jakbym ja zaczęła narzekać, że wcale nie pracuję zdalnie, bo czasem muszę pojawić się w biurze na kilka godzin jak przyjedzie jakaś delegacja. Zostając przy przykładzie wakacji, ferii i majówek u nauczycieli - no dobrze, może nie macie CALYCH wakacji wolnych, ale i tak nieporównywalnie więcej niż inne zawody. Ja np nie mam wgl płatnych urlopów. Większość ludzi ma 21 dni. A nauczyciele mają 56 płatnych dni, z czego 4 tygodnie muszą być wykorzystane longiem. I pokrywa się to z wakacjami ich dzieci. Latem. Nie wiem czy dobrze wyjaśniłam o co mi chodzi 😁

Shift

Twój pierwszy komentarz w drugim akapicie ma przykład właśnie takiego "obalania mitów" o wolnych wakacjach. Cóż, może mamy różne doświadczenia, ale nigdy nie widziałem "niesprowokowanego" nauczyciela (a znam kilku) który mówiłby że ma gorzej niż inni. Większość z nich (oczywiście jak w każdej grupie i tu są odklejeńcy) jest świadoma swoich przywilejów.
Rozumiem o co Ci chodzi i do pewnego stopnia się zgadzam. To czasami jak najbardziej jest na zasadzie "nie mamy za darmo, tylko 95% rabatu".
Niemniej jest to grupa zawodowa która ma niewspółmiernie silny negatywny wizerunek w relacji do tego jak bardzo na ten wizerunek zasługuje.

MaryL2

Ale skąd ten wizerunek niewspółmiernie negatywny? Z tego co ja obserwowałam nauczyciele, którzy się starali cieszyli się bardzo dobrym wizerunkiem, wręcz szacunkiem. Sama odwiedzałam nauczycieli fizyki, matematyki, języków jeszcze długo po skończeniu liceum. Rodzice mieli przyjaciela, nauczyciela właśnie z taką dobrą renomą. Młodzież do niego waliła drzwiami i oknami, na korepetycje, albo podziękować za pomoc. Miałam okazję być na kilku pogrzebach nauczycieli, to były największe pogrzeby jakie widziałam. Jest to też zawód zaufania publicznego, więc jest dobrze oceniany przez kredytodawców. Myślę, że jest to zawód, gdzie właśnie bardzo współmierny jest wizerunek do tego jak na to zasługują. Ale jeśli ktoś się opierdziela, wymiguje od wycieczek, wyjazdów na konkursy, ciągle narzeka, no ta ma opinie jaką ma. A najwięcej do powiedzenia jak im źle mają ci, co najmniej robią. I niestety robią opinie całej grupie zawodowej. Ale tak jak mówię, nie powstrzymuje to ludzi przed docenianiem jednostek. Według mnie albo ja Ciebie źle zrozumiałam, albo dogłębnie się z tym stwierdzeniem nie zgadzam.

Jak już bym miała wskazać grupę zawodową, która ma silny negatywny wizerunek niewspółmiernie do tego jak na to zasługuje, to bym powiedziała o straży miejskiej, policji, pracownikach socjalnych, urzędnikach. Bo często przypisuje się im złą wolę za sam fakt wykonywania swojej pracy.

anilka Odpowiedz

To, co opisujesz, to nie jest żadna mentalność nauczycielek, tylko osobiste problemy twojej matki. W każdym zawodzie są tacy ludzie.

Osmypasazer Odpowiedz

Ile tu jadu. I na pewno mowisz to z perspektywy córki, haha

Solange Odpowiedz

Za to moja mama (klasy 1-3 klasa integracyjna + jeden przedmiot dla klas 1-8, jak dostanie + kilka indywidualnych zajęć) siedzi po powrocie z pracy po kilka godzin, planuje zajęcia, pomoce, czasem dodatkowe szkolenia. Bywają dni, kiedy od jej powrotu do wieczora siedzi przy komputerze i coś wymyśla. Czasem prosi mnie o pomoc z jakąś komputerową sztuczką. Wymyśla, jak sprawić, by zajęcia były ciekawe i czegoś uczyły. Wypełnia jakieś dokumenty dotyczące tych dzieci, bo w pracy przecież nie ma kiedy tego zrobić. Nie jest wychowawcą, ale jako nauczyciel wspomagający danej klasy też musi uczestniczyć w zebraniach itp. Czasem samodzielnie prowadzić lekcje w takiej klasie, gdy wychowawca jest na l4. Razem z koleżanką ogarniają wycieczki i zajęcia w bibliotece. Dodatkowo ma godzinę tygodniowo zajęć twórczych, więc też musi coś przygotować. Sporo kupuje z własnych pieniędzy, drukuje prywatnie, jak coś jest potrzebne. Rodzice do niej wydzwaniają (choć zależy jaka klasa jej się trafi), z niektórymi była umówiona, że CODZIENNIE do nich dzwoni zdać relacje z zachowania dziecka. I to byli ci lepsi rodzice. Taka specyfika klasy integracyjnej. Do tego musiała zrobić spory skok technologiczny, a choć nie jest starszą osobą, to bardzo ma nie po drodze z technologią. Jak dla mnie nauczyciel nauczycielowi nie równy, szkoła szkole, klasa klasie.
Co do wakacji... mama nie narzeka. My ogólnie rodzinnie nie narzekamy za bardzo, ale wkurza, że rodzinne wakacje MUSZĄ być w tym okresie. Też pracujemy i ja, i moja siostra i tata musimy wgrać ten urlop w ciągu tych prawie dwóch miesięcy, gdy każdy z nas ma współpracowników, którzy też chcą ten urlop w wakacje (nie zawsze się udaje). Mamy chorą osobę na alzheimera w rodzinie, mamy niepełnosprawnego i o ile część spraw możemy ogarnąć my, tak dużą część może tylko ona. Musi załatwiać specjalnie l4 (legalnie, ale jednak to l4) na to czy wykorzystywać siłę wyższą. W życiu bym nie wymieniła moich 26 dni na sztywne 2 miesiące w roku.

Solange

Koleżanka pracowała w przedszkolu. Ona nie mogła odmówić nadgodzin. Nie miała nawet tych 2 miesięcy wakacji. Ogarniała 100 razy więcej rzeczy niż moja mama. Do tego miała problemy zdrowotne, więc musiała latać po lekarzach, diagnozować syna w kierunku autyzmu, często jej wciskali nadgodziny choć zgłaszała, że ma tego dnia lekarza. Zrezygnowała. Za bardzo była zmuszona żyć przedszkolem, wysiadała psychicznie. Teraz pracuje ze mną w bibliotece i jest dużo spokojniejsza (choć też mamy tutaj cyrki), nawet jeśli musi też prowadzić dzieciom zajęcia.

Shift Odpowiedz

Z jednej strony problem jest taki że pensje nauczycieli (chociaż generalnie są zdecydowanie za niskie) zależą praktycznie wyłącznie od stażu, a nie od tego jak dobrze uczą, ale z drugiej strony niesamowicie trudno wymyślić system w którym możemy obiektywnie mierzyć to jak dobrze dany nauczyciel uczy.

Dodaj anonimowe wyznanie