#0hGly

Powrót na studia po warunku ze statystki miał być czystą formalnością i przyjemnością w postaci pisania pracy dyplomowej w temacie, który bardzo mnie interesuje.

No ale właśnie warunek…
Pierwszy termin w dupę… Okej, moja wina, nie przygotowałem się. Drugi i trzeci ogarnąłem naprawdę dobrze. Podczas gdy rozkładałem zadania na kolosie, inni grali w gry na telefonach, by umilić sobie czas podczas oczekiwania na zdjęcie rozwiązanych zadań od osoby będącej poza salą…
Niestety sposób oceniania wskazywał na kolejne ujeba***e. A to nie ta metoda, ale wynik dobry, innym razem no głupi błąd, a tok wykonywania zadania dobry – nie wystarczy na 3.0.


Przed ostatnim terminem postanowiłem skorzystać z elektronicznych konsultacji z panią prowadzącą, celem sprawdzenia, czy moje wątpliwości odnośnie niektórych zadań są uzasadnione. Innymi słowy wysłałem skan kartek z rozwiązaniami.

Pani doktorantka zachowała się bardzo życzliwie. Wydrukowała moje „prace”, naniosła poprawki, zeskanowała i odesłała mi ponownie wraz z komentarzem w końcowej części e-maila, który brzmiał mniej więcej tak:

„Niektóre Pańskie uwagi na kartkach proszę zachować dla siebie”.

Pomyślałem: „Co do cholery ? Rzeczywiście piszę sobie obok zadań adnotacje, aby wiedzieć co z czego wynika gdy mam wątpliwości, ale kobieta nie pomyślała chyba, że ją pouczam?”.
Wyjaśnienie przyszło szybko, gdy tylko otworzyłem skan 1 strony, na której widniał taki oto tekst:

„R. brzegowy nie jest potrzebny w tym zadaniu, lecz wyznacza się go tak. A nie, kurwa, jednak jest potrzebny, w chuj łatwiej jest” :D
Dragomir Odpowiedz

Myślałem że ktoś Ci narysował kutacha na kartce.

radiant Odpowiedz

Ludzie nauczcie się wszystko sprawdzać, zanim coś wyślecie, zwłaszcza jak to nie ktoś z rodziny/znajomych.

Dodaj anonimowe wyznanie